Informuję, że przez najbliższy tydzień lub dwa nie będzie nowych postów na http://przygoda-z-borussia.blogspot.com/ oraz http://sara-marco-story.blogspot.com/ Postanowiłam zrobić sobie wolne :/ Niedługo studniówka i będę musiała zostawać po lekcjach, które i tak kończę późno. Potem lekcje i nauka. Za tydzień ferie i wyjeżdżam. Po za tym to trochę weny brakuje...
Mam nadzieję, że uszanujecie moją decyzję.
Pozdrawiam.
czwartek, 23 stycznia 2014
sobota, 11 stycznia 2014
Rozdział XXXI z dedykacją dla Kingi i Anastazji
- Też Cię kocham - szepnęłam.
Głowę położyłam na ramieniu narzeczonego. Staliśmy tak nie długo. Chłopak chwycił mnie za rękę i skierowaliśmy się do kuchni na małe śniadanie.
- Nie powinieneś się zbierać na trening? - spytałam, widząc na zegarku jak dochodzi południe. Marco jak zwykle śniadanie je wolno, przy czym dużo gada.
- Dobra, idę - ucałował w policzek. Wziął do ręki torbę i wybiegł z domu, ja skorzystałam z okazji i wzięłam kąpiel. Leżałam w wannie godzinę. Ubrałam się, spięłam włosy i wyszłam z łazienki. Skierowałam się do pokoju, wzięłam moja torebkę i wyszłam z domu chłopaka. Klucze schowałam do kieszeni w spodniach, za to wyciągnęłam telefon. Miałam kilka nieodebranych połączeń od Leny. Szybko odzwoniłam. Po dwóch sygnałach odebrała...
- Halo?
- Dzwoniłaś. Co się stało?
- Czy jak dzwonie do Ciebie, to musi się coś stać? Chciałam z Tobą iść na zakupy, bo przeglądałam właśnie szafę i nie mam w co się ubrać na dzisiejszą imprezę.
- To już dzisiaj? - spytałam zaskoczona. Zupełnie zapomniałam o tym.
- No dzisiaj, idziesz, co nie? - spytała, aby uzyskać potwierdzenie
- Oj, nie wiem. Źle się czuje, wiesz
- A kto powiedział, że musisz zaraz szaleć. Pójdziesz, usiądziesz sobie i będziesz patrzeć jak Marco podrywa dziewczyny - śmiała się do słuchawki przyjaciółka
- Nie strasz mnie. Dobra, pójdę - odparłam. Jeszcze zanim się rozłączyłam umówiłam się z przyjaciółką, o której się spotkamy. Przeszłam przez ulicę na drugą stronę, minęłam kilka domów i w końcu znalazłam się w swoim. Weszłam do środka, odłożyłam wszystko na podłogę i poszłam na górę. Założyłam bluzkę i zadzwonił dzwonek. Przebrana zeszłam na dół, aby otworzyć drzwi. Była to oczywiście przyjaciółka. Pomaszerowałyśmy do naszej ulubionej galerii handlowej. Już po godzinie Lena miała wybraną sukienkę. Podeszłyśmy do kasy i zapłaciłyśmy. Potem poszłyśmy na lekki obiad, no i z powrotem do domu. Wybiła godzina 15. Przed szafą spędziłam kolejną godzinę. Miałam do wyboru kilka sukienek. Kiedy wybrałam tą jedną, położyłam ją na łóżku i czekałam, aż ją założę. Zapomniałam poinformować, że na Signal Iduna Park właśnie trwa mecz Borussi z? Nie mam pojęcia, ostatnio w ogóle nie chodzę na mecze. A Marco nie szczególnie mnie o tym informuje, w każdym razie po meczu jest impreza z okazji dnia kobiet. Ale o tym już wiadomo. W każdym razie zostało kilka godzin. Nie miałam pojęcia do robić dalej. Włączyłam telewizor i oglądałam mecz. Była 35 minuta meczu, a wynik nie był zachwycający. Borussia przegrywała jednym golem. Dopiero w 40 minucie zespół się przebudził i gola strzelił Lewandowski, który dawał remis. Po skończonej pierwszej połowie skusiłam się na małą czarną...
Przesiedziałam przed telewizorem dobre trzy godziny, dopóki nie przyjechał chłopak, a może raczej narzeczony.
- Cześć - powiedział i pocałował w policzek
- Hej. Jak mecz?
- Nie oglądałaś? - spytał zaskoczony
- Nie... - odparłam niepewnie
- Remis - powiedział, a z twarzy znikł ten Jego piękny uśmiech
- Może nie rozmawiajmy o tym. Chodź pokażę Ci moja sukienkę
Godzinę później
Zawinięta w ręcznik stanęłam przed lustrem, nie wiedząc jak się uczesać. Postanowiłam rozpuścić włosy, o tak właśnie Potem założyłam czystą bieliznę, sukienkę i buty. Byłam gotowa. Jeszcze tylko pojechaliśmy do Marco, aby Jego w coś przywdziać i mogliśmy jechać w kierunku stadionu, bo tam odbywała się zabawa. Po nie długim czasie taksówka się zatrzymała, Marco wysiadł i otworzył mi drzwi. Weszliśmy do środka i przeraziłam się. Było tam mnóstwo ludzi. W tłumie szukałam Leny i Mitchella, ale nie tak łatwo było ich znaleźć. Marco też gdzieś mi znikł, a ja nie wiedziałam co robić. Usiadłam sobie przy barze i zamówiłam sok pomarańczowy. Nie dosyć, że zgubiłam Marco to jeszcze nie mogę znaleźć nikogo znajomego. Siedziałam przy barze kilkanaście minut, kiedy znalazła się moja zguba.
- Poproszę to samo - zwrócił się do barmana
- Gdzie byłeś? - spytałam
- Szukałem Mitchella, a co?
- Już nic - odpowiedziałam odwracając się za plecy, bo podeszła do nas moja przyjaciółka
- Widzieliście Mitchella? - spytała zdenerwowana - Nie mogę go znaleźć
- Usiądź. Zaraz się znajdzie - odparłam i odwróciłam się w stronę Marco, ale jego już nie było. Postanowiłam pomóc w poszukiwaniach, choć dobrze wiedziałam, że takie niby zniknięcie to pomysł chłopaków. Pewnie wdrażają plan z zaręczynami - pomyślałam. I miałam rację...
Zdenerwowana Lena zaczęła go szukać wszędzie. Kiedy usłyszała głos Mitchella, zbiegła po schodach. O mało co się nie zabiła, bo na nogach miała szpilki. Nie byłam przekonana czy mamy tam iść. Stali oni w jakimś korytarzu, który dobrze znam. Tu znajdowały się szatnie. Lena była jak zahipnotyzowana, szła za głosem. Kiedy wreszcie dotarła do Mitchella mocno go przytuliła.
- Co ona tu robi? Miałaś ją pilnować - szepnął Marco
- Pilnować. Jak? Ona szukała Mitchella, jakby była zahipnotyzowana. Nie chciała odpuścić, dopóki go nie znajdzie - powiedziałam zła. Przecież co ja mogłam zrobić. Może i wydawało się, że ja miałam zaręczyny kiepskie. Nie było pierścionka, kolacji przy świecach. Ale po co to? Skoro wystarczy coś takiego...
- Zostaniesz moją żoną? - Mitchell klęknął przed Leną. Ona podała mu rękę i powiedziała "TAK" Założył pierścionek rozpromienionej przyjaciółce. Lena rzuciła mu się na szyję, oboje wyglądali na szczęśliwych. Moje zaręczyny to nic, w porównaniu z ich. Marco objął mnie ramieniem, przyglądaliśmy im się ze zdumieniem. Wspaniała z nich para. Bardzo się cieszę ze szczęścia przyjaciółki. Postanowiliśmy zostawić ich samych. Wróciliśmy na parkiet. Przetańczyłam z moim ukochanym kilka kawałków. Potem przyłączyli się do nas inni piłkarze z partnerkami. Resztę nocy spędziłam na stadionie. Wróciłam nad ranem. Położyłam się do łóżka przytulona do Marco i odpłynęłam.
Głowę położyłam na ramieniu narzeczonego. Staliśmy tak nie długo. Chłopak chwycił mnie za rękę i skierowaliśmy się do kuchni na małe śniadanie.
- Nie powinieneś się zbierać na trening? - spytałam, widząc na zegarku jak dochodzi południe. Marco jak zwykle śniadanie je wolno, przy czym dużo gada.
- Dobra, idę - ucałował w policzek. Wziął do ręki torbę i wybiegł z domu, ja skorzystałam z okazji i wzięłam kąpiel. Leżałam w wannie godzinę. Ubrałam się, spięłam włosy i wyszłam z łazienki. Skierowałam się do pokoju, wzięłam moja torebkę i wyszłam z domu chłopaka. Klucze schowałam do kieszeni w spodniach, za to wyciągnęłam telefon. Miałam kilka nieodebranych połączeń od Leny. Szybko odzwoniłam. Po dwóch sygnałach odebrała...
- Halo?
- Dzwoniłaś. Co się stało?
- Czy jak dzwonie do Ciebie, to musi się coś stać? Chciałam z Tobą iść na zakupy, bo przeglądałam właśnie szafę i nie mam w co się ubrać na dzisiejszą imprezę.
- To już dzisiaj? - spytałam zaskoczona. Zupełnie zapomniałam o tym.
- No dzisiaj, idziesz, co nie? - spytała, aby uzyskać potwierdzenie
- Oj, nie wiem. Źle się czuje, wiesz
- A kto powiedział, że musisz zaraz szaleć. Pójdziesz, usiądziesz sobie i będziesz patrzeć jak Marco podrywa dziewczyny - śmiała się do słuchawki przyjaciółka
- Nie strasz mnie. Dobra, pójdę - odparłam. Jeszcze zanim się rozłączyłam umówiłam się z przyjaciółką, o której się spotkamy. Przeszłam przez ulicę na drugą stronę, minęłam kilka domów i w końcu znalazłam się w swoim. Weszłam do środka, odłożyłam wszystko na podłogę i poszłam na górę. Założyłam bluzkę i zadzwonił dzwonek. Przebrana zeszłam na dół, aby otworzyć drzwi. Była to oczywiście przyjaciółka. Pomaszerowałyśmy do naszej ulubionej galerii handlowej. Już po godzinie Lena miała wybraną sukienkę. Podeszłyśmy do kasy i zapłaciłyśmy. Potem poszłyśmy na lekki obiad, no i z powrotem do domu. Wybiła godzina 15. Przed szafą spędziłam kolejną godzinę. Miałam do wyboru kilka sukienek. Kiedy wybrałam tą jedną, położyłam ją na łóżku i czekałam, aż ją założę. Zapomniałam poinformować, że na Signal Iduna Park właśnie trwa mecz Borussi z? Nie mam pojęcia, ostatnio w ogóle nie chodzę na mecze. A Marco nie szczególnie mnie o tym informuje, w każdym razie po meczu jest impreza z okazji dnia kobiet. Ale o tym już wiadomo. W każdym razie zostało kilka godzin. Nie miałam pojęcia do robić dalej. Włączyłam telewizor i oglądałam mecz. Była 35 minuta meczu, a wynik nie był zachwycający. Borussia przegrywała jednym golem. Dopiero w 40 minucie zespół się przebudził i gola strzelił Lewandowski, który dawał remis. Po skończonej pierwszej połowie skusiłam się na małą czarną...
Przesiedziałam przed telewizorem dobre trzy godziny, dopóki nie przyjechał chłopak, a może raczej narzeczony.
- Cześć - powiedział i pocałował w policzek
- Hej. Jak mecz?
- Nie oglądałaś? - spytał zaskoczony
- Nie... - odparłam niepewnie
- Remis - powiedział, a z twarzy znikł ten Jego piękny uśmiech
- Może nie rozmawiajmy o tym. Chodź pokażę Ci moja sukienkę
Godzinę później
Zawinięta w ręcznik stanęłam przed lustrem, nie wiedząc jak się uczesać. Postanowiłam rozpuścić włosy, o tak właśnie Potem założyłam czystą bieliznę, sukienkę i buty. Byłam gotowa. Jeszcze tylko pojechaliśmy do Marco, aby Jego w coś przywdziać i mogliśmy jechać w kierunku stadionu, bo tam odbywała się zabawa. Po nie długim czasie taksówka się zatrzymała, Marco wysiadł i otworzył mi drzwi. Weszliśmy do środka i przeraziłam się. Było tam mnóstwo ludzi. W tłumie szukałam Leny i Mitchella, ale nie tak łatwo było ich znaleźć. Marco też gdzieś mi znikł, a ja nie wiedziałam co robić. Usiadłam sobie przy barze i zamówiłam sok pomarańczowy. Nie dosyć, że zgubiłam Marco to jeszcze nie mogę znaleźć nikogo znajomego. Siedziałam przy barze kilkanaście minut, kiedy znalazła się moja zguba.
- Poproszę to samo - zwrócił się do barmana
- Gdzie byłeś? - spytałam
- Szukałem Mitchella, a co?
- Już nic - odpowiedziałam odwracając się za plecy, bo podeszła do nas moja przyjaciółka
- Widzieliście Mitchella? - spytała zdenerwowana - Nie mogę go znaleźć
- Usiądź. Zaraz się znajdzie - odparłam i odwróciłam się w stronę Marco, ale jego już nie było. Postanowiłam pomóc w poszukiwaniach, choć dobrze wiedziałam, że takie niby zniknięcie to pomysł chłopaków. Pewnie wdrażają plan z zaręczynami - pomyślałam. I miałam rację...
Zdenerwowana Lena zaczęła go szukać wszędzie. Kiedy usłyszała głos Mitchella, zbiegła po schodach. O mało co się nie zabiła, bo na nogach miała szpilki. Nie byłam przekonana czy mamy tam iść. Stali oni w jakimś korytarzu, który dobrze znam. Tu znajdowały się szatnie. Lena była jak zahipnotyzowana, szła za głosem. Kiedy wreszcie dotarła do Mitchella mocno go przytuliła.
- Co ona tu robi? Miałaś ją pilnować - szepnął Marco
- Pilnować. Jak? Ona szukała Mitchella, jakby była zahipnotyzowana. Nie chciała odpuścić, dopóki go nie znajdzie - powiedziałam zła. Przecież co ja mogłam zrobić. Może i wydawało się, że ja miałam zaręczyny kiepskie. Nie było pierścionka, kolacji przy świecach. Ale po co to? Skoro wystarczy coś takiego...
- Zostaniesz moją żoną? - Mitchell klęknął przed Leną. Ona podała mu rękę i powiedziała "TAK" Założył pierścionek rozpromienionej przyjaciółce. Lena rzuciła mu się na szyję, oboje wyglądali na szczęśliwych. Moje zaręczyny to nic, w porównaniu z ich. Marco objął mnie ramieniem, przyglądaliśmy im się ze zdumieniem. Wspaniała z nich para. Bardzo się cieszę ze szczęścia przyjaciółki. Postanowiliśmy zostawić ich samych. Wróciliśmy na parkiet. Przetańczyłam z moim ukochanym kilka kawałków. Potem przyłączyli się do nas inni piłkarze z partnerkami. Resztę nocy spędziłam na stadionie. Wróciłam nad ranem. Położyłam się do łóżka przytulona do Marco i odpłynęłam.
piątek, 3 stycznia 2014
Rozdział XXX
Mitchell wstał. Marco był zaskoczony, nic nie mówił. Natomiast ja wiedziałam o co chodzi...
- Z uczuciem - powiedziałam z uśmiechem
- Ktoś mi powie, co to za cyrki? - spytał zaniepokojony blondyn
- Mitchell chce się oświadczyć Lenie, debilu. Przecież nie mi - odpowiedziałam wskazując na pierścionek, który w ręku trzymał Mitchell
- Mitchell, no wreszcie. Kiedy zaręczyny? Gdzie? Masz już pomysł, he? - pytał podekscytowany Marco - Może Ci pomożemy, co?
- Właśnie dlatego was sprowadziłem, musicie mi pomóc - powiedział
- Co mam zrobić? - spytał się Marco. Chyba naprawdę chce mu pomóc, co dziwne. Bo jak coś ja chce, to ma lenia
- Chciałabym, aby to było wyjątkowe miejsce. Macie jakiś pomysł? - spojrzał na mnie i pewnie chciał uzyskać odpowiedź. Ale miałam pustkę w głowie. Musiałam trochę pomyśleć.
- Mam pomysł. Może tak stadion? - palnął
- Ogłupiałeś! - krzyknęłam - To musi być restauracja, kolacja przy świecach - dodałam
- Przepraszam Tamara, podoba mi się pomysł Marco - powiedział Mitchell
- Wygrałem! - krzyknął Reus, cieszył się jak małe dziecko - Nie złość się - odparł i pocałował złośliwie w policzek.
Usiedliśmy na kanapie i rozmawialiśmy o pomyśle, jaki padł przed chwilą. Po godzinie ustaliśmy co i jak. Wstaliśmy z kanapy i pożegnaliśmy się z chłopakiem, wsiedliśmy do samochodu Marco i pojechaliśmy do mnie,
nie do niego.
- Kiedy ty to załatwisz? - spytałam Marco wchodząc do domu. Byłam bardzo ciekawa jego odpowiedzi, i jak...
- Dzisiaj, jutro - odparł i wziął mnie na ręce
- Marco, puść mnie - krzyczałam jednak na nic. Chłopak zaniósł mnie do góry, do sypialni. Położył na łóżku. Powoli i delikatnie zdjął ze mnie moją bluzkę...
- Marco, nie dzisiaj - szepnęłam
- Dlaczego? - spytał smutnym głosem
- Ostatnio nie czuję się najlepiej, zrozum - podniosłam się i zaczęłam ubierać moja koszulkę
- To mogę chociaż...
Reus zbliżył się do mnie i złożył pocałunek prosto na moje usta. Taki jak nigdy. Długi, namiętny, pełen uczuć. Poczułam falę ciepła rozchodzącą się po całym ciele.
Następnego dnia
Marco jeszcze spał. Ubrałam bluzkę i poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie kakao, ciepłe z pianką. Pychota. Usiadłam na blacie i rozmyślałam. W pewnym momencie do kuchni wszedł Marco. Pocałował w policzek na przywitanie, zrobił sobie kakao. I usiadł obok mnie. Rozmawialiśmy o zaręczynach, naszych przyjaciół.
- Dlaczego my rozmawiamy o nich, przecież my... - zaczął Marco
- Marco... - westchnęłam i uśmiechnęłam się
- No co? Chyba, że nie chcesz?
- Chcę.
- To co? - spojrzał na mnie z boku. Zeskoczyłam z blatu i włożyłam kubek to zmywarki. Posłałam mu buziaka i wyszłam z kuchni, za mną wyszedł Marco i cały czas czekał na odpowiedź. Jednak ja jej nie udzieliłam...
Ubrałam spodnie i buty, wzięłam torebkę i zeszłam z powrotem na dół. Cały czas nie odstępował mnie Marco, w końcu mu powiedziałam "TAK" Przytulił mnie mocno i ucałował, usłyszałam tylko krótkie Kocham Cię.
Wtedy to w dziwny, sposób zaręczyliśmy się.
- Z uczuciem - powiedziałam z uśmiechem
- Ktoś mi powie, co to za cyrki? - spytał zaniepokojony blondyn
- Mitchell chce się oświadczyć Lenie, debilu. Przecież nie mi - odpowiedziałam wskazując na pierścionek, który w ręku trzymał Mitchell
- Mitchell, no wreszcie. Kiedy zaręczyny? Gdzie? Masz już pomysł, he? - pytał podekscytowany Marco - Może Ci pomożemy, co?
- Właśnie dlatego was sprowadziłem, musicie mi pomóc - powiedział
- Co mam zrobić? - spytał się Marco. Chyba naprawdę chce mu pomóc, co dziwne. Bo jak coś ja chce, to ma lenia
- Chciałabym, aby to było wyjątkowe miejsce. Macie jakiś pomysł? - spojrzał na mnie i pewnie chciał uzyskać odpowiedź. Ale miałam pustkę w głowie. Musiałam trochę pomyśleć.
- Mam pomysł. Może tak stadion? - palnął
- Ogłupiałeś! - krzyknęłam - To musi być restauracja, kolacja przy świecach - dodałam
- Przepraszam Tamara, podoba mi się pomysł Marco - powiedział Mitchell
- Wygrałem! - krzyknął Reus, cieszył się jak małe dziecko - Nie złość się - odparł i pocałował złośliwie w policzek.
Usiedliśmy na kanapie i rozmawialiśmy o pomyśle, jaki padł przed chwilą. Po godzinie ustaliśmy co i jak. Wstaliśmy z kanapy i pożegnaliśmy się z chłopakiem, wsiedliśmy do samochodu Marco i pojechaliśmy do mnie,
nie do niego.
- Kiedy ty to załatwisz? - spytałam Marco wchodząc do domu. Byłam bardzo ciekawa jego odpowiedzi, i jak...
- Dzisiaj, jutro - odparł i wziął mnie na ręce
- Marco, puść mnie - krzyczałam jednak na nic. Chłopak zaniósł mnie do góry, do sypialni. Położył na łóżku. Powoli i delikatnie zdjął ze mnie moją bluzkę...
- Marco, nie dzisiaj - szepnęłam
- Dlaczego? - spytał smutnym głosem
- Ostatnio nie czuję się najlepiej, zrozum - podniosłam się i zaczęłam ubierać moja koszulkę
- To mogę chociaż...
Reus zbliżył się do mnie i złożył pocałunek prosto na moje usta. Taki jak nigdy. Długi, namiętny, pełen uczuć. Poczułam falę ciepła rozchodzącą się po całym ciele.
Następnego dnia
Marco jeszcze spał. Ubrałam bluzkę i poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie kakao, ciepłe z pianką. Pychota. Usiadłam na blacie i rozmyślałam. W pewnym momencie do kuchni wszedł Marco. Pocałował w policzek na przywitanie, zrobił sobie kakao. I usiadł obok mnie. Rozmawialiśmy o zaręczynach, naszych przyjaciół.
- Dlaczego my rozmawiamy o nich, przecież my... - zaczął Marco
- Marco... - westchnęłam i uśmiechnęłam się
- No co? Chyba, że nie chcesz?
- Chcę.
- To co? - spojrzał na mnie z boku. Zeskoczyłam z blatu i włożyłam kubek to zmywarki. Posłałam mu buziaka i wyszłam z kuchni, za mną wyszedł Marco i cały czas czekał na odpowiedź. Jednak ja jej nie udzieliłam...
Ubrałam spodnie i buty, wzięłam torebkę i zeszłam z powrotem na dół. Cały czas nie odstępował mnie Marco, w końcu mu powiedziałam "TAK" Przytulił mnie mocno i ucałował, usłyszałam tylko krótkie Kocham Cię.
Wtedy to w dziwny, sposób zaręczyliśmy się.
środa, 1 stycznia 2014
Rozdział XXIX

- Będziesz ojcem, gratuluję - dodał Mitchell klepiąc Marco po plecach. Po gratulacjach, usiedliśmy wspólnie do kolacji i z apetytem jedliśmy jajecznicę. Potem chłopaki kończyli grę w fife, a ja poszłam do łazienki. Miałam ochotę na gorącą kąpiel.
Po kąpieli udałam się do pokoju. Usiadłam obok na fotelu i przyglądałam się chłopakom. Nawet nie zauważyłam...
- Gdzie Lena? - spytałamPo kąpieli udałam się do pokoju. Usiadłam obok na fotelu i przyglądałam się chłopakom. Nawet nie zauważyłam...
- Tam - pomachiwał Marco. Przyjaciółka siedziała na schodach. Nogi miała schowane w koc. Cała trzęsła się z zimna.
- Czemu na zewnątrz. Zimo przecież
- Jakoś miło tutaj
- Co taka smutna? - spytałam, usiadłam obok niej i lekko szturchnęłam. Na twarzy pojawił się uśmiech...
chwile potem znikł.
- Powiedz mi, jak to jest, że Ty i Marco jesteście razem. Przetrwaliście kłótnie, wszystkie zazdrości...
- Możesz przejść do sedna? - przerwałam. Nie lubię tego jak ktoś przypomina mi o tym, że z Marco nie układało nam się najlepiej ostatnio.
- Jestem z Mitchellem ponad dwa lata... - wzięła głęboki oddech
- No wyrzuć to z siebie, o co chodzi?
- Co jeśli się zaręczymy?
- To jest wspaniały pomysł. Dlaczego się tak tym martwisz?
- A Mitchell chce? - popatrzyła na mnie. Nie miałam pojęcia do Jej odpowiedzieć, więc nic nie mówiłam - Zapomnij o tym co mówiłam, chodźmy do środka.
Wstałyśmy z zimnych schodów i już w lepszym humorze weszłyśmy do środka. Chłopacy dalej grali w fife
Następnego dnia
- Pamiętaj o dzisiejszej wizycie u lekarza - krzyknął Marco. Zamknął za sobą drzwi i wyszedł na trening. A ja znowu zostałam sama w domu, do tego ta cholerna wizyta. Nie chce mi się...
Włączyłam laptopa i zaczęłam szukać jakiś ciekawych filmów, najlepiej dramaty. Ostatnio strasznie lubię takie oglądać. Weszłam na polskie strony... Po nie długim poszukiwaniu znalazłam film "Trzy metry nad niebem" Nie powstrzymałam się od łez...
Nagle zadzwonił telefon. Jednym ruchem odebrałam telefon nie odrywając wzroku od ekranu laptopa i spytałam podciągając nosem
- Słucham?
- Ty płaczesz?
- Nie, nie. Kto mówi?
- Mitchell. Możemy się spotkać, musimy poważnie porozmawiać.
- Dobrze. Przyjdę do Ciebie.
- Tylko nie mów nic Lenie, dobrze?
- Dobrze - odparłam i rozłączyłam się.
Wróciłam do oglądania filmu, ale nie na długo. Dochodziła 16. Musiałam iść do lekarza na umówioną wizytę. Wstałam z kanapy, odniosłam laptopa do sypialni i ubrałam się. Przekraczając próg domu spojrzałam na niebo. Ciemne, kłębiaste chmury zakrywały słońce. Cofnęłam się do domu po parasol, tak na wszelki wypadek. Kiedy doszłam do szpitala, wjechałam widną na drugie piętro...
W gabinecie siedziałam nie całe pół godziny, potem zjechałam windą na dół i piechotą do Mitchella. Po drodze kupiłam ciasto, a w kiosku kupiłam gazetę z kalendarzem. Usiadłam na ławce i przeglądałam gazetę, gdy podeszła do mnie nieznana mi dotąd dziewczyna. Podała mi kartkę i długopis...
- Mogę poprosić o autograf? - zapytała
- Ode mnie? - zaśmiałam się
- Tak, od Pani - odpowiedziała z uśmiechem. Nabazgrałam na kartce jakiś podpis, schowałam gazetę do torby i odeszłam.
- Proszę Pani - wołała za mną młoda dziewczyna
- Tak?
- Zostawiła Pani na ławce ciasto - podeszła i mi je wręczyła
- Dziękuje - powiedziałam z uśmiechem
Dochodziłam do domu Mitchella. Przed domem zatrzymał się samochód i wysiadł z niego przystojny blondyn znaczy Marco
- Ty też? - zapytałam całując chłopaka w policzek
- Przeraził mnie Mitchell jak mi powiedział, że musimy poważnie porozmawiać, a na treningu cały czas był jakiś nie obecny, co mu jest?
- To coś naprawdę poważnego - odparłam wskazując nieładnie palcem na chłopaka. Szedł taki zamyślony. Weszliśmy za Nim do domu. Usiedliśmy na kanapie, wtedy to Mitchell klęknął przede mną i powiedział
- Kocham Cię! Zostaniesz moją żoną?
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)