piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział XXX

Mitchell wstał. Marco był zaskoczony, nic nie mówił. Natomiast ja wiedziałam o co chodzi...
- Z uczuciem - powiedziałam z uśmiechem
- Ktoś mi powie, co to za cyrki? - spytał zaniepokojony blondyn
- Mitchell chce się oświadczyć Lenie, debilu. Przecież nie mi - odpowiedziałam wskazując na pierścionek, który w ręku trzymał Mitchell
- Mitchell, no wreszcie. Kiedy zaręczyny? Gdzie? Masz już pomysł, he? - pytał podekscytowany Marco - Może Ci pomożemy, co?
- Właśnie dlatego was sprowadziłem, musicie mi pomóc - powiedział
- Co mam zrobić? - spytał się Marco. Chyba naprawdę chce mu pomóc, co dziwne. Bo jak coś ja chce, to ma lenia
- Chciałabym, aby to było wyjątkowe miejsce. Macie jakiś pomysł? - spojrzał na mnie i pewnie chciał uzyskać odpowiedź. Ale miałam pustkę w głowie. Musiałam trochę pomyśleć.
- Mam pomysł. Może tak stadion? - palnął
- Ogłupiałeś! - krzyknęłam - To musi być restauracja, kolacja przy świecach - dodałam
- Przepraszam Tamara, podoba mi się pomysł Marco - powiedział Mitchell
- Wygrałem! - krzyknął Reus, cieszył się jak małe dziecko - Nie złość się - odparł i pocałował złośliwie w policzek.
Usiedliśmy na kanapie i rozmawialiśmy o pomyśle, jaki padł przed chwilą. Po godzinie ustaliśmy co i jak. Wstaliśmy z kanapy i pożegnaliśmy się z chłopakiem, wsiedliśmy do samochodu Marco i pojechaliśmy do mnie,
nie do niego.
- Kiedy ty to załatwisz? - spytałam Marco wchodząc do domu. Byłam bardzo ciekawa jego odpowiedzi, i jak...
- Dzisiaj, jutro - odparł i wziął mnie na ręce
- Marco, puść mnie - krzyczałam jednak na nic. Chłopak zaniósł mnie do góry, do sypialni. Położył na łóżku. Powoli i delikatnie zdjął ze mnie moją bluzkę...
- Marco, nie dzisiaj - szepnęłam
- Dlaczego? - spytał smutnym głosem
- Ostatnio nie czuję się najlepiej, zrozum - podniosłam się i zaczęłam ubierać moja koszulkę
- To mogę chociaż...
Reus zbliżył się do mnie i złożył pocałunek prosto na moje usta. Taki jak nigdy. Długi, namiętny, pełen uczuć. Poczułam falę ciepła rozchodzącą się po całym ciele.

Następnego dnia

Marco jeszcze spał. Ubrałam bluzkę i poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie kakao, ciepłe z pianką. Pychota. Usiadłam na blacie i rozmyślałam. W pewnym momencie do kuchni wszedł Marco. Pocałował w policzek na przywitanie, zrobił sobie kakao. I usiadł obok mnie. Rozmawialiśmy o zaręczynach, naszych przyjaciół.
- Dlaczego my rozmawiamy o nich, przecież my... - zaczął Marco
- Marco... - westchnęłam i uśmiechnęłam się
- No co? Chyba, że nie chcesz?
- Chcę.
- To co? - spojrzał na mnie z boku. Zeskoczyłam z blatu i włożyłam kubek to zmywarki. Posłałam mu buziaka i wyszłam z kuchni, za mną wyszedł Marco i cały czas czekał na odpowiedź. Jednak ja jej nie udzieliłam...
Ubrałam spodnie i buty, wzięłam torebkę i zeszłam z powrotem na dół. Cały czas nie odstępował mnie Marco, w końcu mu powiedziałam "TAK" Przytulił mnie mocno i ucałował, usłyszałam tylko krótkie Kocham Cię.
Wtedy to w dziwny, sposób zaręczyliśmy się.

6 komentarzy:

  1. hahha, jakie urocze zaręczyny, kocham tą parę :*****

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny i jeszcze te zaręczyny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super i te zaręczyny:* Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakie cudne zaręczyny *-*
    O jejciu <3 ;D
    Rozdział świetny, czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Pięknie <3 Może wezmą podwójny ślub ? Było by super . Czekam z niecierpliwością na kolejny . Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział superancki xD Oj, oj, oj jakie oświadczyny ;*** Czekam na nexta :D Buziaki ;* / ReusowoGoetzowa

    OdpowiedzUsuń