***
Siedziałem z Marcelem w pokoju i oglądaliśmy wspólnie bajki. Zacząłem się niepokoić, ponieważ minęła właśnie druga godzina odkąd nie ma Tamary. Zadzwoniłem do niej, ale dźwięk telefonu, który słyszałem dobiegał z góry. Coraz bardziej bałem się o nią. Padał deszcz, więc może się poślizgnęła i leży teraz w szpitalu. Może ktoś ją porwał? Na myśl przychodziły jeszcze gorsze rzeczy...
Oderwałem się od nich, gdy do domu wparował Mitchell i oznajmił...
- Tamara miała wypadek!
- CO? - krzyknąłem nie dowierzając jego słowom
- Miała wypadek, jedź do szpitala. Ja zostanę z małym - wskazał na drzwi. Do ręki wziąłem kluczyki i wsiadłam do samochodu. Z dużą prędkością mknąłem przez miasto. Dotarłem do szpitala po kilkunastu minutach. Zapytałem się, gdzie leży Tamara i czym prędzej tam pobiegłem. Przez szybę było widać moją żonę. Leżała nie przytomna, podłączona do mnóstwa kabelków. Stało przy niej trzech lekarzy. Każdy z nich w ręku trzymał długopis i kartki, cały czas coś notowali. Kiedy wyszedł pierwszy z nich uświadomił mi, że Tamara miała wypadek - została potrącona na pasach i jej stan jest groźny.
Opadłem na krzesło. Przez chwile myślałem, że to sen.
***
Czuwał. Dzień, drugi, trzeci...
Na zegarku wybiła północ. Marco czuł się fatalnie, głodny i spragniony, ale mimo wszystko nie opuszczał swojej żony. W kółko szeptał i łudził się, że będzie dobrze. Ciągle coś do niej mówił, nagle poczuł jak kobieta zaciska pięść. Zachwycony wybiegł na korytarz i zaczął krzyczeć. Do sali zbiegło się mnóstwo ludzi, nie dopuszczali chłopaka do wejścia. Musiał zostać na zewnątrz. Minęła właśnie godzina...
Z sali wyszedł lekarz, a na twarzy piłkarza pojawił się wodospad łez.
3 lata później
- Tatusiu, nie płacz - powiedział sześcioletni chłopiec odchylając głowę ku górze, by ujrzeć twarz ojca
- Nie płaczę - powiedział cicho. Pochylił się nad grobem żony i zapalił ostatnią świeczkę - Masz ochotę na lody? - spytał
- Na duże lody z czekoladową polewą! - krzyknął optymistycznie chłopak
- Nie ma sprawy. Duże z czekoladową polewą, tak jest - przytaknął i wziął na "barana" syna.
Odeszli.
A ona odeszła na zawsze.
Dlaczego?? Czemu tak musiałaś skończyć.? Twój blog i rozdziały były super. Mam nadzieje, że napiszesz jeszcze jakiegoś bloga. Pozdrawiam. ;)
OdpowiedzUsuńNie mogę , dlaczego taki koniec. Przed chwilą przeczytałam ostatni rozdział i myślałam że tak sie wszystko ułożyło pięknie . A tutaj takie zaskoczenie . Teraz to całkiem będę tęsknić :(
OdpowiedzUsuńNie wierzę... Czemu napisałaś takie smutny epilog!? ;///
OdpowiedzUsuńCzemu ona umarła?! ;'(( Przecież wszystko miało się skończyć szczęśliwie!
Weszłam tutaj pierwszy raz. Przeczytałam tylko epilog...i zaczęłam dosłownie płakać...
OdpowiedzUsuńTo było świetne opowiadanie! :( Zapraszam do siebie: http://fransjeppsson.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń