niedziela, 27 października 2013

Rozdział XV

Na lotnisku w Dortmundzie czekała Lena. Po ceremonii uścisków, wsiedliśmy do taksówki i pojechaliśmy do domu. Po 30 minutach byłyśmy na miejscu. Nie było z nami Marco, ponieważ pojechał On na trening. Rozpakowałam się, ugotowałam z Leną obiad, po czym zjadłyśmy, pozmywałyśmy i postanowiłyśmy pójść na Signal Iduna Park. Chłopaki nie spodziewali się nas to też po skończonym treningu uściskali i wycałowali.

Godzinę później

Ledwo weszliśmy do domu rozległ się dzwonek...
- Spodziewasz się kogoś? - zapytał Marco
- Nie
- To do Ciebie
- Kto to? - zapytałam zaniepokojona
- Sama zobacz - powiedział i poszedł na górę zostawiając mnie z ...
- Inez?
- Nie powinnam tu przychodzić, ale muszę Cię przeprosić za tą krzywdę, którą Ci wyrządziłam. Z upływem czasu, doświadczeniami, wrażeniami traktuje to zupełnie inaczej. Nic wtedy mnie nie obchodziło i nie przyszło mi na myśl jak bardzo Ciebie ranię.
- Nie cofniemy czasu, nic nie zmienisz - odparłam
- Wiem - westchnęła - Ale chciałabym żebyś wiedziała, że mam świadomość jak beznadziejnie się wtedy zachowałam. Zniszczyłam wasze szczęście, a sama w zamian nic nie zyskałam.
- Inez...
- Nic nie mów, przepraszam.
Inez wyszła, a ja poszłam na górę. Wzięłam prysznic, spięłam włosy i wyszłam z łazienki. Położyłam się na łóżku i przykryłam się pod samą szyję kocę. Zamknęłam oczy i zasnęłam.

Obudziłam się wcześnie. Zeszłam do kuchni, w której był Reus. Nie patrząc na Niego, wzięłam szklankę i wlałam do niej wodę. Napiłam się i położyłam szklankę na blacie. Odwróciłam się i zauważyłam, że jest cholernie zły. Oczywiście przeze mnie. Poszłam ponownie do góry, wzięłam prysznic i ubrałam się. Kiedy zeszłam na dół, aby zrobić śniadanie nie było blondyna, na stole leżała tylko kartka Przepraszam, za moje zachowanie. Pod kartką są dwa bilety na jutrzejszy mecz. Kocham Cię. Twój Marco

Wybrałam numer Leny i czekałam aż dziewczyna odbierze. Po dwóch sygnałach usłyszałam Jej głos
- Muszę się przyzwyczaić, że wróciłaś. Jak na razie patrzę na telefon z szokiem, że dzwonisz - zachichotała
- Przecież dzwoniłam do Ciebie w Monachium. Ale nie ważne. Dzwonię do Ciebie, aby zaprosić Cię na mecz, bo mam dwa bilety - oznajmiłam
- Pewnie, że pójdę
Rozłączyłam się i położyłam telefon na blacie. Zrobiłam sobie śniadanie. O 10 musiałam być w pracy, więc szybko spakowałam potrzebne rzeczy do torebki i wyszłam.

Kilka godzin później

- Koniec na dziś? - zapytała koleżanka
- Tak, na szczęście - odparłam
- Gratuluję wywiadu, szef jest zadowolony - powiedziała podając rękę
- Ach, dziękuję. Robię to najlepiej jak mogę
Wychodząc z budynku zauważyłam samochód Marco. Chłopaka nie było. Rozglądałam się, ale Go nie widziałam. Chwile później ujrzałam jak rozmawia z jakąś dziewczyną. Reus musiał mnie zauważyć, ponieważ oboje się speszyli. Wsiadł do samochodu i odjechał. Nie wiem co to miało znaczyć, ale nie było to przyjemne


BORUSSIA - ARSENAL 2:1
JEDZIEMY NA MECZ LECHA, YEAH !


4 komentarze:

  1. Cudnyy.! :* Czekam na następny. ;)
    W wolnej chwili zapraszam do mnie:
    http://one-love-one-club-one-borussia.blogspot.com/2013/10/rozdzia-11.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Super ;D. U mnie też jest Lena ;3. Czyli nie tylko mi się tak strasznie podoba to imię ;d. Zarwałam noc przez ten blog xD Pozdrawiam wszystkich zaczytańców <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Eheheheh zremisowali 1 - 1 <33333
    Emocje na stadionie były niesamowite <3 :D
    Rozdział świetny jak zawsze <3
    Buziaki ; *

    OdpowiedzUsuń