piątek, 20 grudnia 2013

Rozdział XXVIII

Obudziłam się na podłodze. Czułam się niewyspana. Mimo tego skierowałam się do łazienki. Wzięłam prysznic i ubrałam się. Wzięłam do ręki trochę pieniędzy i poszłam do sklepu. Szłam sobie ulicą, gdy poczułam straszny ból brzucha. Szłam dalej. Myślałam, że to chwilowe. Jednak ból się nasilał. Przysiadłam na najbliższej ławce. Wzięłam do ręki telefon i zadzwoniłam do przyjaciółki, aby przyjechała. Po kilku minutach zjawiła się Lena. Wzięła mnie do domu. Kazała mi się położyć do łóżka. Nie chciałam się z nią kłócić, nie miałam siły. Zrobiła mi ciepłą herbatę, kanapki i pojechała do siebie.

Trzy godziny później

Miałam dosyć leżenia w łóżku. Zeszłam na dół, ubrałam buty i wyszłam. Szłam w kierunku szkoły. Usłyszałam dzwonek. Skończyli wykłady. W tłumie ludzi szukałam Martina. Znalazłam, podbiegłam...
- Cześć Martin. Mogłabym notatki? - zapytałam
- Cześć. Jasne, proszę - notatki schowałam do torebki - Masz ochotę na kawę i ciasto?
- Chętnie - powiedziałam z uśmiechem
- To chodź - złapał mnie za rękę. Wyglądało to dziwnie, wiem. Po drodze zrobiło mi się słabo. Akurat teraz. Martin chciał mnie zabrać do lekarza, ale ja się nie zgadzałam. Jednak uległam.
Zamówiliśmy taksówkę, po 20 minutach byliśmy w szpitalu.
Godzinę później wszystko było wiadome, jestem w ciąży.
- Gratuluję, będzie Pan ojcem - powiedział lekarz do Martina. Oboje wybuchliśmy śmiechem
- Też się cieszę, będę ojcem - krzyczał na cały szpital chłopak
- Musi Pani jeszcze w tym tygodniu zrobić dodatkowe badania - dodał lekarz
- Zgłoszę się do Pana w piątek, dobrze?
- Czekam. Do widzenia
Wyszliśmy ze szpitala. Skierowaliśmy się do upragnionej kawiarni. Nie mogłam w to uwierzyć, że jestem w ciąży. Ja? W ciąży?
- Jak tam nasza młoda mama? - spytał Martin
- Nie przesadzaj.
- Marco będzie wspaniałym ojcem...
- Ojcem? Nie mam zamiaru mu o niczym mówić. Jestem na Niego zła i tyle, a ty też milczysz. Może się w końcu obudzi i zauważy, że przez sceny zazdrości jakie urządza, wyrządzają mi większą krzywdę.
- Będę milczeć pod warunkiem, że mu powiesz
- Martin, przyjacielu...
- Nie, nie powiesz mu.
Zatrzymaliśmy się w połowie drogi do kawiarni i zmieniliśmy kurs, poszliśmy do Marco.
Chłopaka nie było w domu. Pewnie ma trening. Dojechaliśmy taksówą na trening, właśnie skończyli. Przytuliłam przyjacielsko Martina na pożegnanie i poszłam do Marco.
- Cześć. Szukasz Marco? - spytał Kevin
- Szukam. Nie wiesz może gdzie jest?
- Jest w szatni
- To poczekam - powiedziałam. Oparłam się o ścianę. Minęło 10 minut a Marco nadal nie było, trochę się zaniepokoiłam, ale czekałam cierpliwie. Kiedy dochodziła 15 wkurzyłam się i zadzwoniłam do Kevina.
- Mówiłeś, że Marco w szatni. Ja czekam na Niego i nic
- Jak wychodziłem to był w szatni, razem z innymi. Wejdź do szatni
- Chyba tak zrobię
Jak powiedziałam tak zrobiłam. Jednak oprócz sprzątaczki nie było nikogo.
- Wszyscy wyszli? - spytałam
- Widzisz tu kogoś? Jestem tylko ja, wyjdź bo sprzątam - powiedziałam nie miło
Wyszłam z budynku i pomaszerowałam do domu. Szłam ze smutną miną przez cały Dortmund, aż doszłam do domu. Przed drzwiami stał wysoki blondyn.
- Cześć - powiedział, chciał pocałować. Ja odeszłam i zaczęłam szukać kluczy w torebce. Muszę tu zrobić porządek - pomyślałam. Kiedy je znalazłam, otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Za mną Marco.
- Coś się stało? - spytał rozkładając się na kanapie
- Wszystko w porządku - skłamałam
- Przecież widzę, usiądź
- Wszystko dobrze - powiedziałam głośniej
- Na pewno?
- Źle się czuję, lepiej idź. Spotkamy się jutro
- Jutro o 14 zabieram cię za miasto, pamiętaj. Teraz odpocznij, do jutra - pocałował subtelnie w policzek. Nie chciałam się kłócić, więc nawet nie wspominałam o tym, że byłam na treningu, o tym że wczoraj nie zadzwonił i nie poinformował, że idzie z Robertem. Chciałam się z nim później spotkać, ale nici z planów.  
Chłopak wyszedł, a ja poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie obiad. Ciągle myślałam o ciąży. Za kilka miesięcy będę matką, a ojcem...
Marco.
Usiadłam na kanapie i wcinałam obiad, jakoś mi nie podchodziło. Odłożyłam talerz i włączyłam telewizor. Wszędzie trąbili o dniu kobiet. Szczególnie o imprezie zorganizowanej przed miejscowy klub. Ma ona się odbyć w sobotę, o 20 i zaproszeni są wszyscy piłkarze. Z partnerkami oczywiście.

Następnego dnia

Dzisiaj czwartek. Wstałam dość wcześnie, pomaszerowałam leniwie do łazienki. Pogoda tego dnia zapowiadała się na słoneczną. Potem zajrzałam do szafy i jak zwykle nie wiedziałam do ubrać. Kiedy już się ubrałam to zeszłam na dół na śniadanie. Po 15 minutach przyszedł Martin, wypiliśmy razem herbatę i wyszliśmy z domu.

Codzienne wykłady są nudne, godzina za godziną i ta radość kiedy się kończą. Wyszłam z budynku i poszłam prosto do domu. Od rana Marco wysyłał mi sms, przypominał...
że zabiera za miasto.
W domu siedziałam na kanapie z książką w ręku, nagle zadzwonił dzwonek. Do domu weszła uśmiechnięta od ucha do ucha Lena. Od razu zapytałam
- Co taka radosna?
- Spakowana? - zadała pytanie nie odpowiadając na moje
- Po co? - spytałam zdziwiona. Wtedy przypomniałam sobie o tym, że Marco zabiera mnie za miasto. A może raczej nas?
- Jedziemy nad jezioro! - krzyknęła
- Pewnie o to chodziło Marco - powiedziałam do siebie
- Coś mówiłaś?
- Idę się spakować, daj mi 10 minut.
Odłożyłam książkę i poszłam do sypialni. Spod łóżka wyciągnęłam torbę, spakowałam potrzebne rzeczy i gotowa zeszłam na dół. Minęło 15 minut. Do domu wparował Marco i Mitchell.
- Gotowe? - spytał Mitchell
- Tak - powiedziała podekscytowana Lena. Godzina spędzona w samochodzie i byliśmy na miejscu. Okolica wyglądała na bardzo ładną. Jezioro znajdowała się na środku, wokół niego były domki. Jeden z nich należał w obecnym momencie do nas. Jak na początek wiosny było dużo osób. Od właściciela dostaliśmy klucz do naszego domku.
- Wy pójdziecie tu, a my tu. Poszukamy numeru domku - powiedział Marco
- Nie musimy się rozdzielać. Nasz domek to ten - powiedziała Lena wskazując na niewielki, brązowy domek, który wyróżniał się spośród innych swoim zielonym dachem. Cóż można powiedzieć, że wyjątkowy. Weszliśmy do środka. Na pierwszy rzut oka rzucił się piękny pokój, w którym znajdował się duży telewizor. Najważniejszym miejscem w domku była sypialnia
- Ta będzie nasza - odrzekł Marco
- A nasza gdzie? - spytał oburzony Mitchell
- Pewnie za tymi drzwiami  - powiedziałam z uśmiechem. Mitchell otworzył drzwi, za którymi zamiast sypialni znajdowała się łazienka. Wyszliśmy z sypialni w poszukiwaniu drugiej. Znaleźliśmy kolejne "tajemnicze" drzwi
- Sprawdzę tutaj - śmiała się Lena otwierając drzwi - Jest! - krzyknęła.

Dwie godziny później

Godzinę temu z domku wyszli chłopacy i do tej pory nie wrócili. Jak na złość nie można się z nimi skontaktować, ponieważ zostawili komórki. Postanowiłyśmy ich poszukać. Po kilku minutach szukania znalazłyśmy ich siedzących przy ognisku. Popijali piwo co chwile dokładając drewno, aby nie zgasło ognisko. Chwile im się przyglądałyśmy. Nie mogłyśmy ze śmiechu. Byli tacy zabawni. Podeszłyśmy do nich i usiadłyśmy obok.

Godzinę później

Robiło się coraz ciemniej i zimniej, dlatego wróciliśmy do domku. Kiedy tak szliśmy w pewnym momencie Lena zaczęła opowiadać historię o koleżance, dokładniej o koleżance z pracy, która jest w ciąży. Wtedy przypomniałam sobie o mojej ciąży. Że nadal nie powiedziałam Marco

Leżałam na łóżku w sypialni, kiedy weszła Lena. Popatrzyła się chwilę na mnie i potem uśmiechnęła. Podeszła i zapytała
- Co się dzieje? Mi możesz powiedzieć
- Jestem w ciąży - na twarzy przyjaciółki pojawiło się wielkie zdziwienie. Ja spuściłam tylko głowę i nie odzywałam się. Po krótkim milczeniu...
- Marco nie wie, prawda? - zapytała
- Nie, nie wie
- Dlaczego?
- Powiem mu...
- Kiedy? - przerwała - Chodź! Powiesz mu teraz 
- Nie teraz, proszę - błagałam przyjaciółkę. Nie byłam na to gotowa, a co jeśli...
- Na pewno się ucieszy, chodź
Wstałam i skierowałam się do drzwi. Zatrzymałam się na chwile, zwątpiłam
- No chodź!
Więc poszłam. Chłopaki grali w fife.
- Powiem później, teraz jest zajęty - szepnęłam do ucha Lenie. Ona jednak mnie nie słuchała i odłączyła grę, na co chłopaki wybuchli złością
- Co robisz? - powiedzieli oboje
- Właśnie kończył się mecz, wygrywałem - dodał Mitchell
- Zostaw na chwile Marco i Tamare razem, chodźmy do kuchni. Zamknęła drzwi od kuchni, ale ja wiedziałam, że podgląda. Wzięłam głęboki wdech i wyznałam mu całą prawdę. Marco popłakał się serdecznie na wieść, że jestem w ciąży. Był wprawdzie wówczas lekko wstawiony, ale zapewniał, że na trzeźwo też uroniłby niejedną łzę. Rzuciłam się w Jego szerokie objęcia.

 

 
ŻYCZĘ WAM WSZYSTKIEGO CO NAJLEPSZE. PRZEDE WSZYSTKIM ZDROWIA.
SPEŁNIENIA MARZEŃ W NOWYM ROKU, A MOŻE I W TYM MIJAJĄCYM.
SZAMPAŃSKIEJ ZABAWY W NOC SYLWESTROWĄ I
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU.
 
DZIĘKUJE ZA DOTYCHCZASOWE KOMENTARZE .
BARDZO SIĘ CIESZĘ, ŻE KOMUŚ PODOBA SIĘ MOJA HISTORIA .
 
SZCZEGÓŁNE PODZIĘKOWANIA DLA MOJEJ PRZYJACIÓŁKI. GDYBY NIE TY I WAKACYJNE SPOTKANIE BLOG BY ZAPEWNE NIE POWSTAŁ . KC ! < 3 
 
POZDRAWIAM I JESZCZE RAZ WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI ŚWIĄT .
DO ZOBACZENIA W NOWYM ROKU

wtorek, 17 grudnia 2013

Rozdział XXVII

- Marco! - krzyknęłam. Zobaczyłam puste miejsce obok mnie. Blondyna nie było. Założyłam na siebie Jego koszulę i zaczęłam szukać chłopaka - Marco, gdzie jesteś? - krzyczałam, ale za każdym razem nie dostawałam odpowiedzi. W pewnym momencie usłyszałam otwierające się drzwi.
- O! Już wstałaś. Zaraz zrobię śniadanie - powiedział i skierował się do kuchni.
Poszłam za Nim. Usiadłam na krześle i głośno westchnęłam, na co odezwał się blondyn.
- Co taka zmęczona? Nie wyspałaś się.
- Szukałam Cię. Było trzeba mi napisać kartkę.
- No przecież napisałem - wskazał na kartkę leżącą przede mną.
Na śniadanie zjadłam nie całą kanapkę. Nie miałam szczególnie apetytu. Naczynia włożyłam do zmywarki, a krzesło zasunęłam.
- Gdzie się wybierasz?
- Idę do Kevina.
- Mogę z Tobą?
- Przepraszam, może innym razem. Dzisiaj to takie męskie spotkanie.
- Jak zawsze - westchnęłam
- Nie złość się - powiedział i pocałował w czoło. Wziął do ręki kurtkę i wyszedł. Słychać było jak wsiada do samochodu i odjeżdża.


Następnego dnia

Włosy związałam w kucyka, pomalowałam rzęsy i wyszłam z łazienki. Zeszłam na dół i skierowałam się do kuchni. Robiłam sobie kawę, gdy nagle poczułam na swoich biodrach czyjeś ręce. Odwróciłam się i zetknęliśmy się ustami.
- Idziemy? - spytał po pocałunku
- Tak - odparłam. Wzięłam torebkę, ubrałam buty i zamknęłam dom. Klucze schowałam do torebki i wsiadłam do samochodu. Pojechaliśmy do studia. Bardzo się denerwowałam. To pierwszy raz, gdy wystąpię przed profesjonalnym fotografem. Chce wypaść dobrze. W studiu byliśmy po jakiś 30 minutach. Udałam się do szatni, którą mi przydzielono. Poszłam do "fryzjerki" i makijażystki. Potem przebrałam się. Po tym wszystkim pomaszerowałam szybkim krokiem na "plac boju" Na początku bałam się, ale później szło mi coraz lepiej. Później następna kreacja i znowu to samo. Na sam koniec grupowa fotka i można było zmykać do domu
- Nareszcie - westchnęłam do Ani, żony Lewandowskiego
- Świetnie się prezentujesz przed obiektywem - powiedziała z uśmiechem
- Bardzo dziękuję. Masz może ochotę na kawę? - spytałam
- Dobry pomysł. Przebiorę się i czekam na Ciebie tutaj - oznajmiła

Przebrałam się, wzięłam torebkę i wyszłam z szatni. Zanim doszłam do Ani pożegnałam się z chłopakami dortmundzkiego klubu
- Pa - powiedziałam i poszłam do przodu, jednak chwile potem cofnęłam się i zapytałam - Widzieliście może Marco?
- Wyszedł. Chyba z Robertem - odpowiedział Mats
- A. Dzięki - odparłam.
Doszłyśmy do kawiarni i usiadłyśmy tuż pod oknem, skąd był świetny widok na ulicę. W pewnym momencie zauważyłam Łukasza. Odwróciłam się w drugą stronę.
- Co się dzieje?
- Poszedł?
- Ale kto?
- Uf, poszedł - odwróciłam się w stronę okna - Przepraszam Cię, ale muszę iść. Dzięki za kawę -
położyłam na stole pieniądze i wyszłam.

Dochodziła 21. Usiadłam na łóżku i wzięłam do ręki książkę. Jednak nie mogłam się skupić, odłożyłam książkę na bok i zgasiłam światła. Przytuliłam się do miśka, którego dostałam od Reusa na urodziny i próbowałam zasnąć, ale na darmo. W sypialni pojawiły się światła z zewnątrz. Trwało to chwile, bo światło po chwili zgasły. Myślałam, że przyjechał Marco. Szybko wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Z okna widziałam parkujący samochód po drugiej stronie ulicy. To tylko sąsiedzi.

SAMA NUDA : /
TO PRZEDOSTATNI ROZDZIAŁ W TYM ROKU
 

czwartek, 12 grudnia 2013

Rozdział XXVI

Otworzyłam oczy i zobaczyłam jak Marco wychodzi z sypialni. Myślałam, że idzie na śniadanie, więc szybko się ubrałam i zeszłam na dół. Jednak schodząc po schodach z kuchni wyszedł chłopak. Spojrzał na mnie wrogo i trzasnął drzwiami. Chciałam iść za Nim, ale postanowiłam zostać w domu.
Usiadłam na schodach i rozmyślałam.
Dochodziła godzina jedenasta. Wstałam z schodów i poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie kawę, która jak się później okazała była zimna. Nie wypiłam i poszłam do góry. Wzięłam prysznic, gdy usłyszałam czyjeś kroki na schodach.
W drzwiach zobaczyłam Marco. W prawej ręce trzymał piękną czerwoną róże, a w lewej pudełko czekoladek.
- Głupio się zachowałem, wybacz
- Obiecaj mi, że nie będziemy się kłócić
- Obiecuję
Usiedliśmy na schodach i wcinaliśmy czekoladki. Opowiadaliśmy sobie dowcipy, różne historie z dzieciństwa. Za wszelką cenę próbowaliśmy się rozweselać. Na zegarku była godzina 13. Marco za godzinę ma trening, więc podwiózł mnie do domu, a sam pojechałam na trening. Przebrałam się i zadzwoniłam do Leny. Umówiłam się z nią na zakupy. 30 minut później w moim domu pojawiła się przyjaciółka. Wolnym krokiem doszłyśmy do metra, którym pojechałyśmy pod naszą ulubioną galerię handlową. Musiałyśmy jeszcze trochę przejść. Po drodze kupiłyśmy sobie słodkie ciastka.

Na zakupach spędziłyśmy z dobre trzy godziny. Dawno tyle nie kupiłam. Ostatnio szczególnie nie chodzę na zakupy, tym bardziej mało czasu spędzam z przyjaciółką. Na sam koniec wybrałyśmy się na obiad. Musiałyśmy coś przekąsić, ponieważ zakupy wyrzuciły z nas całą energie.

Po skończonym obiedzie Lena zamówiła taksówkę i pojechała do domu. Natomiast ja postanowiłam się przejść, tak na odświeżenie rozumu. Musiałam pobyć sama i poukładać sobie wszystkie sprawy. Nagle poczułam wibracje telefonu. Wyciągnęłam go z kieszeni od spodni i zobaczyłam, że dzwoni numer prywatny. Mimo niepewności odebrałam
- Słucham?
- Kochanie, gdzie jesteś?
- Marco?
- No ja, a co? Spodziewałaś się kogoś innego?
- Dlaczego dzwonisz z prywatnego?
- Nadusiłem coś. Możesz mi powiedzieć gdzie jesteś, bo dołączę do Ciebie. Właśnie skończyłem trening.
- Niedaleko kina. Poczekam tutaj na Ciebie.
- OK. Buziaczki
To ostatnie słowo strasznie mnie zaskoczyło. Zaczęłam się śmiać, tak do siebie. Od kiedy Marco używa takich słów? Usiadłam na ławce. Zaczęłam przyglądać się ludziom na ulicy i długo na mojej twarzy gościł uśmiech, gdy w niespodziewanym momencie zrobiło się ciemno. Na moich oczach pojawiły się czyjeś ręce, które po chwili znalazły się na moich barkach. Myślałam, że to Reus. Już chciałam dać mu buziaka, kiedy zobaczyłam Łukasza.
- No witam skarbie - i mnie pocałował
Natychmiast go odepchnęłam. Zaczęłam na Niego krzyczeć. Jak dobrze, że jest Polakiem i mogłam przeklinać. Po niemiecku nawet nie umiem. Łukasz chwycił mnie za nadgarstek i nie chciał puścić. Zaczęłam się wyrywać, ale on był silniejszy.
- Nie rozumiesz co się do Ciebie idioto mówi? - krzyczałam coraz głośniej
- Nie słyszysz co mówi - usłyszałam głos Reusa. Chłopak mnie puścił, a ja pobiegłam w ramiona Marco.
- Jeszcze raz zbliżysz się do Tamary...
- To co?
- Zamknij mordę! - krzyknął Marco. Zaczęła się awantura.
- Marco! Przestań! - krzyknęłam, ale to nic nie dało. Nagle Marco wylądował na trawie, a Łukasz odszedł. Przykucnęłam przy Marco i spojrzałam czy przypadkiem nie ma czegoś złamanego. Przecież on ma za tydzień mecz. Nie może być kontuzjowany. Dla zespołu jest bardzo ważny.
- Dlaczego ty to robisz?
- Chcę dla Ciebie jak najlepiej - odparł podnosząc się z ziemi
- Najlepiej? - Marco złapał mnie za rękę. Puściłam i poszłam do przodu.
- Tamara, no! - krzyczał za mną
- Proszę. Nie utrudniaj mi tego.
Chłopak przytulił mnie i ruszyliśmy w stronę samochodu. Wsiedliśmy i odjechaliśmy. Całą drogę myślałam o Marco. Pamiętam jak spotkaliśmy się pierwszy raz...
Myślałam tak o tym wszystkim kilka minut, bo dojechaliśmy już na miejsce. Dojechaliśmy do domu Marco. Wzięłam do ręki torby z ciuchami i zaniosłam je do góry, do sypialni. Kiedy zeszłam na dół podeszłam do okna, aby je otworzyć. W tym momencie przyszedł chłopak z kakao.
- Proszę
- Dziękuję. Pamiętasz co mi obiecałeś?
- Pamiętam
- Myślałam, że zapomniałeś - powiedziałam. Oddałam chłopakowi pusty kubek. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i pokazałam Marco jak kasuję numer Łukasza. Od razu pojawił się uśmiech. Zaniosłam kubki do kuchni, a potem usidłam na kanapie i razem z Marco oglądaliśmy film.
 
KEVIN !
DANKE FÜR SCHÖN TOR !

niedziela, 1 grudnia 2013

Rozdział XXV

Szliśmy wtuleni w siebie aż do domu Marco, do którego doszliśmy po 40 minutach. Kiedy weszłam do domu od razu udałam się do kuchni, aby zrobić jakąś kolację. Niestety w lodówce oprócz kilku plasterków sera i jogurtu nie było nic.
- Robisz od czasu do czasu jakieś zakupy? - spytałam
- Ostatnio nie mam czasu
- To co jesz?
- Trochę tego, trochę tamtego. Oj kochanie
- Dzisiaj zjesz coś porządnego tylko musisz skoczyć do sklepu na zakupy
- Serio? Muszę... - marudził Reus
- Ja mogę zjeść kanapki z serem na kolację, nie mam nic przeciwko - powiedziałam z ironią
- Dobra pójdę. Zrób listę - odparł. Napisałam na kartce co ma kupić. Trochę tego było. Chłopak wziął kluczyki i wsiadł do swojego sportowego samochodu. Ja tymczasem rozmyślałam. Moje przemyślenia przerwał dźwięk telefonu. Był to numer Łukasza. Po co o jeszcze dzwoni? Czego ode mnie chce? W tym momencie przyjechał Marco.
- Kto dzwoni? - spytał kładąc zakupy na stół w kuchni
- Pomyłka - odrzekłam. Włożyłam telefon do kieszeni i zabrałam się za kolację.

Zrobiłam sałatkę, do tego schab i sos czosnkowy. Do kieliszków Marco nalał czerwone wino. Po zjedzonej kolacji razem pozmywaliśmy. Nie odbyło się bez śmiechów. Na włosach miałam dużo piany, jak i Marco. Na chwile zapomniałam o Łukaszu, o całym pocałunku. Potem poszłam do łazienki się wykąpać. Nie miałam swoich ubrań, więc wyciągnęłam coś z szafy Marco. Blondyn poszedł zabrać kąpiel, a ja położyłam się na łóżku z myślą, że ten cały pocałunek był głupim snem. Zamknęłam oczy i znów je otworzyłam. Niestety to nie sen. Wzięłam głęboki oddech. Do sypialni wszedł Marco w samych bokserkach. Zaczęłam się śmiać.
- Z czego taki ubaw? - spytał
- Z ciebie, kochanie. Z ciebie - odparłam i rzuciłam w Niego poduszką. Marco podbiegł i pooowoli przewrócił mnie na łóżko. Zaczęliśmy się całować, a później to już się domyślacie.

Była to trzecia w nocy, gdy się przebudziłam. Wydostałam się z objęć blondyna i usiadłam na łóżku, skurczyłam nogi, a w ręce wzięłam poduszkę
- Płaczesz?
- Nie płaczę - odparłam
- To co jest?
- Nie powiedziałam Ci całej prawdy
Kiedy opowiedziałam mu całą historie zapadła cisza. Założyłam swoje ubrania i udałam się w stronę wyjścia. Nie miałam pojęcia co robić dalej. Nie chciałam go prosić o wybaczenie, bo wiem jak potraktowałam Marco kiedy to... Lepiej o tym nie mówić. Już miałam otwierać drzwi, gdy poczułam ręce Marco na moim ciele. Chłopak musnął mój policzek, po czym odwróciłam się do niego i przytuliłam. Marco...
- Kocham Cię i nikt tego nie zmieni. Wierzę, że nadal mnie kochasz i ten pocałunek nic nie znaczył.
- Bo nie znaczył. Kocham Cię - przytuliłam go jeszcze raz.
- Marco, ale ja...
- Nic nie mów. Zapomnijmy o tym i tyle

Kiedy się obudziłam zauważyłam, że Marco nie śpi. Chłopak uśmiechnął się i powiedział
- Jak Cię stracę to chyba zwariuję...
- Jesteś dla mnie bardzo ważny. Nie wyobrażam sobie w tym momencie bez ciebie życia. Kocham Cię
- Ja też Cię kocham
Leżałam tak jeszcze długo. Nie miałam ochoty się z stamtąd ruszać. Bardzo dobrze czułam się w Jego objęciach.

Później razem zjedliśmy śniadanie. Czule pożegnałam się z chłopakiem. Nie chciałam się z Nim rozstawać. Przynajmniej nie teraz, właśnie gdy zdałam sobie sprawę jak bardzo Go kocham, muszę iść do pracy. Marco podwiózł mnie do domu, a sam wrócił do siebie. Przebrałam się w coś bardziej eleganckiego, ponieważ dzisiaj mamy w pracy jakieś ważne spotkanie. Z szafy wyciągnęłam kilka ubrań. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i zeszłam na dół. Jeszcze przed wyjściem do pracy zajrzałam do skrzynki na listy, w której było jak zwykle mnóstwo rachunków.

W pracy jak zawsze nic się nie działo, nawet spotkanie było nudne.
Godziny w pracy dobiegały końca. Pozamykałam programy w komputerze, wzięła torebkę i wyszłam z budynku. Szłam sobie spokojnie ulicą, gdy niespodziewanie zatrzymał się samochód. Wysiadł z Niego Mitchell. Bardzo mu zależało na rozmowie, więc poświeciłam mu kilka minut...
- Powiesz mi wreszcie o co chodzi, bo nie do końca rozumiem
- Uważaj na Inez. Ta kobieta jest niemożliwa. Znowu chce coś od Marco. Kiedy ty byłaś w Poznaniu to ona przychodziła na treningi przez co Marco był strasznie rozproszony. Rozmawiałem z nią, aby nie przychodziła. Jednak to nic nie dało. Proszę pogadaj z nią, może ty coś zrobisz.
- Dlaczego dopiero mi o tym mówisz!?
- Byłaś zajęta albo nie odbierałaś

Wsiadłam do samochodu Mitchella i udałam się prosto na trening chłopaków. Jeszcze nie zaczęli. Postanowiłam nie mówić nic Marco. Usiadłam na "trybunach" w mało widocznym miejscu. Rozglądałam się za Inez, ale nie widziałam tej pokraki. Stwierdziłam, że może sobie odpuściła. Kiedy chciałam już opuszczać trening zjawiła się dziewczyna. Usiadłam i przyglądałam się chłopakom. Z nią porozmawiam później.

***
Biegając z chłopakami kółka na rozgrzewkę zauważyłem Tamare.
- Co ona tu robi? - wymamrotałem pod nosem
- Mówiłeś coś? - spytał Lewy
- Nie, nie. Głośno myślę
Kiedy skończyliśmy biegać podszedłem do 
Mitchella.
- Co tu robi Tamara? - zapytałem
- Nie wiem. Chyba przyjechała do Ciebie - powiedział. Nie zastanawiałem się nad tym dalej i wróciłem do treningu.

Dwie godziny później

- Na dzisiaj koniec - rzekł trener. Pomaszerowałem do szatni. Wziąłem szybki prysznic i wybiegłem z szatni jako pierwszy. Na koniec usłyszałem śmiechy kolegów i Lewego #Na spotkanie z dziewczyną to punktualny, ale na treningi to przyjeżdża ostatni# Nie miałem ochoty nic mu odpowiadać, bo to tylko głupoty. Chociaż trochę prawdy w tym jest. Zacząłem śmiać się do siebie. Wychodząc widziałem jak Tamara kłóci z Inez. Od razu do nich pobiegłem
- Przestańcie się kłócić
- Nie wtrącaj się, Marco! - krzyknęła Tamara i uderzyła mnie pięścią w klatkę piersiową. Miałem mętlik w głowie, bo nie wiedziałem co robić. Doszedłem do wniosku, że najlepiej jak wezmę Tamarę do domu. Wziąłem dziewczynę za rękę i wsiedliśmy do samochodu. Całą drogę panowała cisza.
- Możesz mi powiedzieć co chce od Ciebie ta idiotka? - zapytała
- Powiem Ci tylko jedno. Nie zwracaj na nią uwagi. Ona niedługo wyjeżdża z Dortmundu...
- Na stałe? - przerwała Tamara
- Chyba tak. Myślałem, że temat Inez zakończyliśmy. Nic mnie z nią nie łączy.
- Dobrze. Wierzę Ci, ale nie kłóćmy się już - na moim policzku pojawił się soczysty pocałunek

***
Zatrzymaliśmy się przed domem Marco. Wysiedliśmy z samochodu i udaliśmy się do środka. Chłopak poszedł do kuchni po wino, a ja zajrzałam do szafki i wyciągnęłam kieliszki. Usiedliśmy na kanapie, po czym położyłam głowę na kolanach blondyna i tak usnęłam, kiedy obudziły mnie piski opon dochodzące z zewnątrz. Reus wstał gwałtownie i podszedł do okna. Marco wyglądał na zdenerwowanego. Wyszedł z domu, a ja z Nim. Szczęka mi opadła, gdy przede mną pojawił się Łukasz
- Co ty chcesz?
- Pogadać, wpuścisz mnie? - chciał wejść, ale odepchnęłam go
- Mów
- Wrócisz do mnie - powiedział na co wybuchłam śmiechem
- Łukasz... -westchnęłam - Ale ja nic do Ciebie nie czuję
- A do tego idioty tak? - zapytał. Zobaczyłam, że za mną stoi Marco
- Tak, do Niego tak - powiedziałam - Może lepiej już idź - dodałam

Zamknęłam przed chłopakiem drzwi. Usłyszałam jak Marco uderza pięścią w ścianę. Zobaczyłam, że jest zły. Weszłam do pokoju. Zabrałam ubrania, które wczoraj pożyczyłam od Marco i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, a następnie się ubrałam. Potem położyłam się za łóżku i przykryłam się kołdrą. Dlaczego on mi to robi - powtarzałam sobie w myślach. Nie rozumiem po co on tu przyjechał. Ten pocałunek był niczym znaczącym. Zamknęłam oczy i cudem zasnęłam.

PRÓBNE EGZAMINY, WIĘC NIE BĘDĘ PISAĆ NA CHWILE OBECNĄ DALSZYCH ROZDZIAŁÓW .


piątek, 29 listopada 2013

Rozdział XXIV

Jedno zaskakujące połączenie od Mitchella, na które szybko odzwoniłam.
- Coś chciałeś, że dzwoniłeś? - spytałam
- Przepraszam nie mogę rozmawiać, bo właśnie zaczynam trening - powiedział i rozłączył się
Telefon włożyłam do torebki i wyszłam z domu. Nie miałam pojęcia do robić. Po krótkim namyśle zamówiłam taksówkę, którą pojechałam na stadion przy Bułgarskiej z myślą, że będzie tam tata. Nie myliłam się. Piłkarze mieli trening. Usiadłam na trybunach i przyglądałam się chłopakom. W pewnym momencie w moje ręce wpadała piłka. Nagle wszyscy się na mnie patrzyli. Uśmiechnęłam się i oddałam piłkę. Podszedł do mnie Łukasz. Nalegał, abym poszła z Nim na obiad. Zgodziłam się. Po skończonym treningu tata podwiózł mnie do domu. Siostry nie było. Na stole w kuchni leżała kartka Umówiłam się z chłopakiem. Będę wieczorem Przebrałam się i rozpuściłam włosy. Zrobiłam lekki makijaż. Potem wzięłam do ręki szklankę z wodą i połknęłam tabletkę. Niestety muszę je brać. Usłyszałam dźwięk klaksonu. To pewnie Łukasz. W pośpiechu wybiegłam z domu i wsiadałam do samochodu chłopaka. Po 30 minutach byliśmy w restauracji. Siedząc tam myślałam nad tym czy właśnie tu powinnam być. Zdaję sobie z tego sprawę, że jestem z Marco... Ale coraz bardziej lubię Łukasza... Może i znam go krótko, no ale...
KOBIETO OGARNIJ SIĘ! JESTEŚ Z MARCO!
Wzięłam torebkę do ręki i wyszłam z budynku. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, bo tylko się oszukuję. Kocham Marco? Sama nie wiem co czuję... Kocham Marco? TAK! To dlaczego umawiam się z kimś innym. Szybkim krokiem doszłam do pierwszego przystanku. Wsiadłam i pojechałam do domu. Niestety nie zauważyłam, że Łukasz jest w tramwaju. Musiał iść za mną. Kiedy podszedł do mnie zapytał
- Co się stało?
- Sama nie wiem co się dzieję, ale to jakieś dziwne uczucie... - przerwał mi Łukasz, zbliżył się do mnie i czule pocałował. Oderwałam się od chłopaka
- Co ty robisz? - spytałam zła - Odejdź ode mnie - dodałam. Już chciałam go uderzyć prosto w twarz. Na szczęście się powstrzymałam...
Łukasz szybko wysiadał i na koniec musiał się głupio uśmiechnąć. Pokazałam mu ten piękny środkowy paluszek i odwróciłam się w druga stronę. Przez ten pocałunek nie mogę myśleć o niczym innym. Co się ze mną stało? Jak mogłam to tego dopuścić? BOŻE! Szwendałam się po mieście bez celu. Nie miałam ochoty wracać do domu. Dotarłam dopiero po jakiś dwóch godzinach. Poszłam prosto do pokoju i zamknęłam drzwi na klucz, aby nikt mi nie przeszkadzał. Usiadłam na łóżku nad rozłożoną na pościeli książką. Za nic nie mogłam się skupić. Rzuciłam książką w lustro, które runęło prosto na ziemię. Ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać. Do pokoju zaczęła dobijać się Marzena. Wstałam z łóżka i otworzyłam Jej drzwi.
- Co ty zrobiłaś, wariatko! - zaczęła krzyczeć
- Przestań! Jeszcze Ty! Odwalcie się wszyscy! - cała w złości, szarpnęłam siostrę i wyrzuciłam z pokoju. Nie wiem co się ze mną działo, ale miałam tego dość. Do tego wszystkiego zadzwonił mój telefon. Był do Mitchell. Nie odebrałam. Schowałam telefon pod poduszkę. Posprzątałam rozbite lustro, tym razem ostrożniej. Nie chcę znowu wylądować w szpitalu. Kiedy posprzątałam wyszłam z pokoju i udałam się do kuchni, gdzie siedziała siostra. Usiadłam na przeciwko i zaczęłam opowiadać co się dzisiaj stało. Na sam koniec przeprosiłam Marzenę...

Następnego dnia znalazłam najszybszy lot do Dortmundu. Zaczęłam się pakować, gdy do pokoju weszła siostra.
- Co robisz? - spytała
- Wracam do Marco - odparłam. Siostra nic nie mówiła. Wyszła z pokoju. Ja spakowałam się do końca, zamówiłam taksówkę i już po godzinie siedziałam w samolocie.

Z lotniska pojechałam do swojego domu. Myślałam o tym, aby pojechać od razu do Marco. Jednak nie potrafię mu spojrzeć w oczy. Stchórzyłam... Nie chcę go okłamywać, więc muszę mu powiedzieć co zaszło. Ale nie teraz, potem...
Weszłam do domu. Rozpakowałam walizkę i udałam się do kuchni, aby coś przekąsić. Postanowiłam dzisiaj nie wychodzić na miasto. Ciągle myślałam o tym CO MAM POWIEDZIEĆ MARCO?

Następnego dnia

Ze szkoły wracałam później niż zawsze, ponieważ musiałam nadrobić wszystko jak mnie nie było, bo siedziałam w Poznaniu. Wracałam jak zwykle pakiem. W pewnym momencie zauważyłam Lene i schowałam się za pierwszym drzewem. Nie chciałam, aby mnie widziała. Co jeśli zacznie wypytywać o Łukasza? CO JEJ POWIEM? Lepiej się schować. Jak się później okazało to nie był najlepszy pomysł.
- Co Ty robisz? - poczułam czyiś oddech na mojej szyi. Dobrze wiedziałam, że to Marco. Wyszłam z ukrycia i usidłam na ławce, a obok mnie On. Postanowiłam, że właśnie teraz mu wszystko powiem. Najwyżej, niech stracę. Przynajmniej nie będę żyła z świadomością, że Go okłamuje.
- Muszę Ci coś powiedzieć.
- Co takiego?
- Jak byłam w Poznaniu to poznałam Łukasza. Piłkarz Lecha Poznań, a takie tam - zatrzymałam się na chwile, bo nie wiedziałam jak mu powiedzieć
- Coś jeszcze? - przerwał Reus
- Tylko tyle chciałam powiedzieć - zaczęliśmy się śmiać
- Za to ja Cię zaskoczę. Za kilka dni jest dzień kobiet, więc z tej okazji pewien miejscowy fotograf zaprosił nas na sesję zdjęciową 
- Nas? Jaką sesję zdjęciową? - zapytałam
- Sesja specjalna na dzień kobiet. Zdjęcia zostaną opublikowane w lokalnej gazecie. Wybrani piłkarze Borussi Dortmund wystąpią w tej sesji razem z swoimi partnerkami. Ja właśnie zostałem wybrany i Ty pójdziesz ze mną.
- Ja? Ale ja się do tego nie nadaję - odparłam - A kto jeszcze będzie? - dodałam
- Robert, Mats i Marcel...
- A Mitchell z Leną - przerwałam
- Przykro mi, ale oni nie
- Jakoś sobie poradzę
- Czyli się zgadasz? - spytał zachwycony
- No chyba tak. Wracajmy do domu.
- Do Ciebie?
- Nie, nie. Do Ciebie.

BORUSSIA - NAPOLI 3:1


niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział XXIII

 Otworzyłam oczy i ujrzałam białe ściany. Nie było to w domu, lecz w szpitalu. Wokół mnie kręciło się mnóstwo osób. Wśród nich była moja siostra.
- Jak się czujesz? - spytała dotykając mojej ręki
- Chyba dobrze. Czasami kręci mi się w głowie - powiedziałam - Kiedy będę mogła wyjść?
- Możliwe, że jutro. Zależy jak się będziesz czuć.
Marzena wyszła z sali, a ja zostałam pod opieką pielęgniarki. Zamknęłam oczy i usnęłam.


Dwa dni później


Nie czuję się najlepiej. Wstałam o 11:15 i poszłam do kuchni, gdzie krzątała się siostra. Zrobiłam sobie kanapki, wyciągnęłam z lodówki pitny jogurt i zasiadłam przed laptopem. Postanowiłam wysłać Lenie zdjęcie. Ze wszystkich jakie zrobiłam, wybrałam to z Łukaszem. Potem udałam się do pokoju, ubrałam się i uczesałam się w warkoczyk. Wzięłam torebkę i wyszłam z domu. Pomaszerowałam na najbliższy przystanek autobusowy. Jechałam dobre 10 minut. Wysiadłam i wolnym krokiem szłam sobie ulicami Poznania. W pewnym momencie zauważyłam Łukasza. Nie wiem dlaczego to robię, ale podeszłam do Niego i powiedziałam
- Cześć
- O hej. Jak zdrówko? Słyszałem, że byłaś w szpitalu.
- Od kogo? - spytałam zaskoczona, chłopak spojrzał na mnie i już wiedziałam, że wszystko powiedział tata - Nie długo całe miasto będzie wiedzieć - zaśmiałam się
- Co powiesz na kino? - zaproponował
- Nie mam ochoty na film, a może jakiś wspólny obiad?
- OK. Znam taką świetną restaurację - odrzekł.
Kiedy dotarliśmy na miejsce była godzina 13. Nie odbyło się bez rozdawania autografów.
- Smakowało? - spytał, gdy skończyliśmy jeść
- Bardzo. Dawno takiego nie jadłam - odparłam
Zgodziłam się na kino, a potem chłopak odwiózł mnie do domu. Wysiadając z samochodu usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Wyświetlił mi się numer Marco.
- Słucham?
- Dlaczego nie dzwonisz? - spytał. Albo mi się wydawało, ale Reus był zły.
- Przepraszam, ale byłam w szpitalu i nie myślałam o tym, żeby do Ciebie zadzwonić
- W szpitalu!? Jak to, po co!?
- Nie martw się. Wszystko dobrze. Nic mi nie jest
Rozmawiałam z Marco godzinę.
Odłożyłam telefon i poszłam do kuchni. Na stole była już kolacja. Nie miałam ochoty nic jeść, ale musiałam. Lekarz powiedział, że powinnam teraz dużo jeść. Więc zjadłam i później pozmywałam. Usiadłam przed telewizorem razem z siostrą i oglądałyśmy polskie seriale. Po tym wszystkim postanowiliśmy wybrać się do klubu. Nie miałam ze sobą nic takiego co pasowałoby na imprezę. Pożyczyłam od Marzeny kilka ciuszków i wyszłam z domu.

***
- Jedziemy do Leny? - spytał Mitchell
- Co? - ocknąłem się. Byłem tak zamyślony, że nie wiedziałam co do mnie mówi.
- Jedziemy do Leny? - spytał ponownie
- A no, możemy jechać. Tylko skoczymy do mojego domu i się przebiorę.
W domu byliśmy po 20 minutach. Skoczyłem na górę i ubrałem. Wsiadłem z powrotem do samochodu Mitchella i pojechaliśmy do Leny, gdzie byliśmy po 30 minutach.
- Może chcecie coś do picia? - spytała Lena
- Jeśli można to sok, obojętnie jaki - odpowiedziałem
- Ja też sok - dodał Mitchell
Lena poszła do kuchni, a ja usiadłem wygodnie i zadzwoniłem do Tamary.
- Co taki zdenerwowany? - spytał Mitchell
- Nie odbiera ode mnie telefonów - odpowiedziałem
- Nie zapadła się pod ziemię. Odezwie się
Odłożyłem telefon na bok i wróciłem do gry. Razem z Mitchellem i Lena graliśmy w planszówkę. Na początku było strasznie nudno... Później robiło się coraz ciekawiej. Zbliżała się północ. Jutro mam trening, więc muszę się wyspać. Zamówiłem taksówkę i pojechałem prosto do domu. Jeszcze przed zaśnięciem musiałem zadzwonić do Tamary, ale nadal nie odbierała.

***
Obudziłam się z lekkim kacem. Wczorajsza impreza była świetna. Nie spodziewałam się, że spotkam tam tylu dawnych znajomych, z którymi chodziłam do szkoły. Nie pamiętam kiedy się tak bawiłam. Dzisiejszy dzień postanowiłam zacząć dość leniwie. Poszłam do łazienki, ale niestety była zajęta przez moją siostrę.
- Długo tam będziesz siedzieć? - spytałam
- Zaraz wychodzę, bo spieszę się do szkoły.
- Z kacem do szkoły?
- Ja w przeciwieństwie do Ciebie nie piłam - krzyknęła. Wyszła z łazienki i skierowała się do kuchni. Zaczęła trzaskać szafkami.
- Ej, uspokój się! - krzyczałam
- No co!? Ja muszę iść do szkoły, a Ty siedzisz jak królewna w domu. Może byś chociaż posprzątała
- I tak nie mam co robić - odparłam - Jak się ubiorę to posprzątam - dodałam klepiąc siostrę po plecach
Siostra zachowywała się jak mama. Ale chyba miała rację. Powinnam teraz być w Dortmundzie i iść na uczelnię. A tym razem siedzę w Poznaniu i imprezuję.
Wzięłam prysznic i wysuszyłam włosy, które związałam w kucyka. Zrobiłam sobie tosty na śniadanie. Gdy skończyłam zabrałam się za porządki. Poukładałam książki na półkach, a było ich sporo. Wytarłam kusze i odkurzyłam. Zajęło mi to godzinę. Usiadłam na kanapie i wzięłam jedną z książek. Czytanie przerwał dźwięk mojego telefonu. Na wyświetlaczu pojawił się numer Marco bez zastanowienia odebrałam.
- Hallo? - zapytałam
- No cześć. Co tam?
- Dobrze.
- A kiedy wrócisz?
- Nie wiem. Może w tym tygodniu lub przyszłym.
- Tęsknie. Wracaj jak najszybciej. Kocham Cię - powiedział
- Ja też Cię kocham
Rozłączyłam się i zauważyłam, że mam jeszcze jedno nieodebrane połączenie od Leny i kilka od Marco oraz jedno zaskakujące połączenie od... 


czwartek, 21 listopada 2013

Rozdział XXII

Dwa dni później

Usiadłam na kanapie. Przytuliłam się do poduszki i tak siedziałam, gdy podeszła do mnie Marzena.
- Co się dzieje? - spytała
- Nie mogę sobie wybaczyć tego, że nie wybaczyłam mamie - powiedziałam z łzami w oczach
- Już nic nie zrobisz...
- Ale dopiero teraz zrozumiałam, że powinnam to zrobić wcześniej
To ja powinnam pocieszać siostrę, a nie Ona mnie. Marzena spędzała z Nią najwięcej czasu. Bardziej się do Niej przywiązała. Tym razem Ona siedzi spokojnie, a ja płaczę...
Wzięłam się w garść. Poszłam do pokoju, gdzie spałam. Położyłam się na łóżku i zasnęłam. Obudził mnie telefon od Leny.
- Trzymasz się? - spytała
- Jakoś się trzymam - westchnęłam
- Kiedy wracasz?
- Jeszcze nie wiem. Tęsknie za Wami
- Ja też tęsknie. Muszę kończyć, bo przyszedł Mitchell
- Poślij mu pozdrowienia ode mnie - powiedziałam i rozłączyłam się, położyłam telefon na szafce nocnej. Postanowiłam przejść się gdzieś. Do końca nie miałam określonego celu, ale wybrałam kurs na Bułgarską. Wzięłam telefon i schowałam do torebki oraz aparat pożyczony od siostry, ponieważ swojego nie wzięłam. Gdy wreszcie dotarłam na stadion okazało się, że Lech dzisiaj gra mecz. W telefonie znalazłam numer ojca i zadzwoniłam do Niego. Niestety nie odbierał. Usiadłam na ławce i spoglądałam na te uśmiechnięte twarze. Na tych wszystkich kibiców. Wszędzie było biało-niebiesko. Przypomniało mi się moje dzieciństwo, kiedy to na stadionie spędzałam każdą wolną chwile. Poczułam wibrację telefonu. Dzwonił tata
- Co się stało, że dzwonisz? - spytał
- Jesteś może na Bułgarskiej?
- Jestem, a co?
- Chciałabym się dostać na mecz, ale niestety nie mam biletów - odparłam
- Było trzeba dzwonić wcześniej. Gdzie jesteś?
Po nie długim czasie przyszedł tata. Razem z Nim weszłam na stadion. Zajęłam swoje miejsce i wyciągnęłam aparat. Zaczęłam robić zdjęcia. Na murawę weszli piłkarze. Zaczął się mecz. Emocje trwały do końca. Bardzo się cieszyłam, gdy piłkarze schodzili do szatni w świetnych humorach. No w końcu wygrali. Zapytałam się taty czy mogłabym zostać tu jeszcze trochę. Zgodził się. Wzięłam do ręki piłkę, która leżała obok i zaczęłam się nią "bawić"
- Widzę, że masz to po tacie - powiedział nieznajomy głos
- Głupek, wystraszyłeś mnie - krzyknęłam rzucając chłopaka piłką
- Przepraszam nie chciałem
- Skąd wiesz, że jestem córką Kubiaka? - spytałam zaskoczona. Tata pracuje w klubie. Trenuje bramkarzy.
- No powiedzmy, że chwalił się Tobą
- Żartujesz?
- Mówił, że ma córkę, która jest dziennikarką. Pokazywał nawet twoje zdjęcie
- Oj ten tata. Mam na imię Tamara - powiedziałam z uśmiechem
- Jestem Łukasz - zaśmiał się - Teodorczyk - dodał
- Wiem jakie masz nazwisko - również zaczęłam się śmiać
- Zagramy razem? - spytałam
- Pewnie...
Na stadionie byłam dwie godziny. Świetnie się bawiłam z Łukaszem. Musiałam się zbierać do domu. Zabrałam torebkę, zrobiłam jeszcze pamiątkowe zdjęcie z Łukaszem i poszłam do wyjścia.
- Zaczekaj! Odprowadzę Cię! - krzyknął
- Naprawdę, nie musisz.
- Poczekaj. Pójdę tylko po torbę. Zaraz wracam.
Zaczekałam na chłopaka, potem razem poszliśmy w stronę domu. Dłuższą drogę nie odzywaliśmy się do siebie. W pewnym momencie chłopak odezwał się...
- Mam nadzieję, że to nie jest nasze ostatnie spotkanie. Mogę Twój numer telefonu?
- Jasne - odparłam i podałam numer
- Dziękuje za numer i za mile spędzony czas
Nie byłam do końca przekonana co do Niego, ale nic, podałam numer i weszłam do środka. Wszędzie było ciemno. Marzena musiała już spać, więc ja poszłam do łazienki wzięłam szybki prysznic i położyłam się spać. Nie mogłam zasnąć. Poszłam do kuchni i wzięłam szklankę z wodą. Nagle przypomniała mi się mama. Upuściłam szklankę, która się rozbiła. Pozbierałam szkło, gdy nagle skaleczyłam się. Zaczęła lecieć krew. Szybko pobiegłam do łazienki. Zrobiło mi się słabo i zemdlałam...

niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział XXI

Sześć miesięcy później
 
Wczoraj w nocy dowiedziałam się, że moja mama leży w szpitalu w bardzo ciężkim stanie. Nienawidzę Jej, ale gdzieś czuję, że jeszcze Ją kocham. Zdaniem chłopaka powinnam zostać w Dortmundzie. Twierdzi, że jak tam pojadę to mama zrobi wszystko, żebym została. Jednak ja postanowiłam jechać. Dzisiaj o 12:25 mam samolot.
Otworzyłam oczy i ujrzałam Marco, jak siedzi na czubku łóżka.
- Już nie śpisz? - spytałam
- Nie mogę spać - odparł - Ciągle myślę, czy to dobry pomysł żebyś jechała
- Marcoooo - westchnęłam - Nie myśl o tym. Niedługo wrócę. Nawet nie zauważysz, że mnie nie było.
- Obiecaj mi, że wrócisz jak mama lepiej się poczuje.
- Obiecuję - powiedziałam i pocałowałam
Nasze usta trwały w pocałunku. Miałam w brzuchu motyle, które z każdą chwilą były silniejsze. Powoli zdjęłam koszulkę Marco. Uśmiechnęłam na ten widok i znów pocałowałam blondyna. Nagle zadzwonił mój telefon. Oderwałam się od chłopaka i odebrałam. Była to Marzena i pytała się kiedy przyjadę, chwile z nią porozmawiałam i później wróciłam do chłopaka. Poleżeliśmy na łóżku wtuleni, potem poszłam do łazienki i ubrałam się. Włosy związałam w koka i zrobiłam lekki makijaż. Spakowałam rzeczy do walizki. Nie chce niczego zapomnieć. Teraz sobie uświadomiłam, że Marco może mieć rację. Zjadłam śniadanie. Potem zamówiłam taksówkę i pojechałam razem z Marco na lotnisko.
 - Wracaj jak najszybciej - powiedział i pocałował w czoło 
- Zadzwonię jak będę w Poznaniu - odparłam, wzięłam walizkę i udałam się na odprawę.
Usiadłam w samolocie. Z torebki wyciągnęłam słuchawki i włączyłam ulubioną nutkę. Zatopiona w myślach zasnęłam. Obudziłam się, gdy szturchnął mnie jakiś mężczyzna. Schowałam słuchawki do torebki i pomaszerowałam w stronę wyjścia. Z lotniska udałam się wprost do szpitala. Tam czekała na mnie siostra.
- Jak się czuje? - zapytałam podążając do sali, gdzie leży mama
- Bywało lepiej, stan się pogorszył - powiedziała siostra z łzami, akurat obok nas przechodził lekarz. Zapytałam się jak się czuje mama, a ten wszedł do sali, gdzie leżała i nic nie powiedział. Przez okno sali widziałam jak mama się męczy. Cały dzień spędziłam w szpitalu. Dobiegała 23:30, gdy zauważyłam nieodebrane połączenia od Marco. Miałam do Niego zadzwonić. Szybko wpisałam numer i kliknęłam zieloną słuchawkę. Nagle usłyszałam dźwięk telefonu. Odwróciłam się i zobaczyłam chłopaka. Nie sądziłam, że On mógłby tu przyjechać. Bardzo się ucieszyłam na Jego widok. Siedzieliśmy na krzesłach, gdy z sali wyszedł lekarz. Marzena jako pierwsza podeszła i zapytała się co z mamą. Lekarz po chwili ciszy odpowiedział Wasza mama nie żyje Rozpłakałam się. Z tego wszystkiego zrobiło mi się słabo.
 
Trzy dni później
 
Dzisiaj odbył się Jej pogrzeb. Zjechała się cała rodzina. Przyjechał tata. Razem z Marco postanowiliśmy, że On wróci do Dortmundu, a ja zostanę na jakiś czas w Poznaniu. Przeniosłam się do Marzeny. Do kartonów pokładłyśmy wszystkie rzeczy związane z mamą. Może i nie była Ona dobrą kobietą, matką czy żoną. Ale teraz zrozumiałam, że nawet jeśli ktoś wyrządzi ci straszą krzywdę powinieneś wybaczyć, ponieważ możesz tą osobę stracić na zawsze. Ratuj to, co dla Ciebie najważniejsze, zanim stracisz to na zawsze...
 
POLSKA - SŁOWACJA 0:2


czwartek, 14 listopada 2013

Rozdział XX

Poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic i się ubrałam. Kiedy wróciłam na łóżku siedział pluszowy miś. Rzuciłam się na niego jak mała dziewczynka. Z drugiej strony wyjrzała twarz Marco. Poczołgałam się do chłopaka i pocałowałam.
- Dziękuję, znowu - westchnęłam - Kogo tu niesie o tej godzinie - dodałam, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi
- Jakbyś nie zauważyła jest południe - śmiał się blondyn
Założyłam szlafrok i zeszłam na dół. Otworzyłam drzwi, w których stał listonosz.
- Kochanie, kto to? - krzyczał Marco
- Listonosz - wzięłam listy, jak zwykle tylko rachunki i poszłam do sypialni, gdzie czekał Reus
Długo siedzieliśmy i nie wiedzieliśmy co robić. Postanowiliśmy przejść się do kina i na obiad. Kiedy wyszliśmy z domu zaczęło się chmurzyć, a już po chwili padało. Szliśmy w deszczu w kierunku kina.
- Jaki film? - zapytał się, gdy już byliśmy na miejscu
- Obojętnie - odparłam
- No proszę wybierz...
- To niech będzie ten - wskazałam na ulotkę
- To czekaj tu na mnie, a ja pójdę po bilety
- Idę z Tobą
Poszliśmy zająć miejsca. Film momentami był straszny, wtedy to przytulałam się do Marco. Po skończonym filmie udaliśmy się na obiad. Byłam głodna, ponieważ nie jadłam śniadania. Zamówiliśmy coś do jedzenia, gdy przez okno zauważyłam przyjaciółkę i siostrę. Zaczęłam do nich kiwać, ale chyba nie widziały. Chciałam po nie iść, gdy za nadgarstek chwycił mnie blondyn. Zrozumiałam, że pewnie nie chce żeby jadły z nami. No więc usiadłam na miejsce. Długo nie czekaliśmy kelner przyniósł jedzenie. Później spacerowaliśmy po parku. Już nie padało. Nagle w oddali ujrzeliśmy Inez. Od razu popsuł mi się dobry humor. Udawaliśmy, że Jej nie widzimy.
Doszliśmy do domu Marco po jakiś 40 minutach.
- Dlaczego nie wchodzisz? - spytał chłopak
- Nie obraź się, ale chciałabym pożegnać się z siostrą. Za dwie godziny ma samolot.
- Nie ma spawy, zaraz zawiozę Cię do Leny - powiedział, wsiedliśmy do samochodu i po 20 minutach byliśmy u przyjaciółki. Ku mojemu zaskoczeniu dziewczyn nie było. Musiały być na lotnisku, toteż tam pojechaliśmy.

Na lotnisku

- Myślisz, że pozwoliłabym ci odejść bez pożegnania? - zachichotałam
- Tamaraaa - uściskała mnie siostra - Jak będziesz kiedyś w Polsce, to mnie odwiedź - oznajmiła
- Na pewno przyjadę
- Muszę iść - odparła Marzena
- Trzymaj się. Pamiętaj, że zawsze możesz tu przyjechać - powiedziałam.
Gdy widziałam jak Marzena wchodzi do samolotu zaczęły mi spływać po policzku łzy. Już za nią tęskniłam. Wzięłam Lene pod rękę i poszłyśmy do samochodu, gdzie czekał chłopak. Zawieźliśmy przyjaciółkę do domu. Potem zatrzymaliśmy się pod moim. Dałam Marco szybkiego buziaka w policzek i pomaszerowałam do siebie. Z kuchni wzięłam sok i ciastka, usiadłam na kanapie i włączyłam laptopa. Zajrzałam na pocztę, gdzie miałam pełno wiadomości. Kiedy je czytałam zadzwonił mój telefon. To była Lena. Zapytała się czy nie chciałbym iść z nią do kina, ale Jej odmówiłam. Okryłam się kocem i włączyłam muzykę. Tak mijały godziny, gdy siedziałam w salonie. Zmęczyłam się samym patrzeniem w ekran laptopa i poszłam na górę. Zmyłam makijaż, wykapałam się i poszłam się położyć na łóżko. Zasnęłam...
 
POLSKA - SŁOWACJA

poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział XIX

... i gdyby nie uchwycił mnie Marco to bym upadła i zrobiła sobie krzywdę. Wyglądało to jak scena z filmu romantycznego.
Usiedliśmy wszyscy przed telewizorem i oglądaliśmy film wypożyczony przez Mitchella. Kiedy upłynęła godzina poszłam z Leną do kuchni po przekąski. Wróciłyśmy do pokoju, a tam ... Marco i Mitchell leżeli na podłodze, a Mario na kanapie wtulony w koc. Jedyna Marzena siedziała i śmiała się razem z nami. Po kilku minutach, gdy my oglądałyśmy film, który się kończył obudził się Mitchell. Później Marco, ponieważ dostał nogą od Mitchella i zaczęli się bić.
- Jak dzieci - próbowała ich rozdzielić przyjaciółka - Przestańcie! - krzyknęła, od razu zrobiła się cisza, którą przerwał zaspany Mario
- Co się dzieje? - spytał
- Śpij, śpij - klepała po głowie Marzena
Była to już 18. Na dworze się ściemniało, ale to nic. Dobudziłyśmy chłopaków i wyszliśmy na dwór pograć w piłkę. Na początku lekko się ślizgałam, ponieważ trawa była mokra. W niczym to mi nie przeszkodziło i trafiłam pierwszego gola. Długo się nie nacieszyłyśmy przewagą, gdyż do remisu doprowadził Mario.
- Chwila przerwy - odparłam i pobiegłam do domu po wodę
- Zmęczona? - śmiał się Mario
- A żebyś wiedział, że zmęczona - krzyczałam z domu
W "drugiej połowie" na bramce stał Mitchell, dlatego trudno nam było trafić. Wynik zmienił się po kilku minutach, gdy na bramkę wszedł Marco. Szybko trafiłyśmy mu dwie bramki, jedną ja i drugą Marzena.
- Ja się tak nie bawię, ja nie jestem bramkarzem - powiedział obrażony Marco
- Gdzie idziesz? - zapytałam chłopaka, nawet się nie spostrzegłam, a ten przechwycił piłkę i trafił gola
- Ty ... - powiedziałam wskazując palcem na blondyna
Zrobiło się tak ciemno, że piłki nie było widać. Poszliśmy do domu, chłopaki do pokoju a ja z dziewczynami do kuchni przygotowywać kolację. Chciałyśmy przygotować coś wyjątkowego, więc wzięłam laptopa, znalazłam jakiś przepis i upichciłyśmy dobrą sałatkę.
W radiu leciała moja ulubiona piosenka Po kolacji dziewczyny postanowiły, że pozmywają, a w tym czasie Marco i Mario pójdą do sklepu po piwo. Mitchell został sam i razem ze mną siedział na kanapie. Bardzo dobrze mi się z Nim rozmawiało. Całą rozmowę przerwał nam dzwonek do drzwi. Na początku myślałam, że to chłopaki, ale oni by nie dzwonili. W drzwiach stała kobieta spod redakcji.
- Dobry wieczór. Jest Pan Marco? - spytała
- Nie ma - odparłam
- A kiedy będzie?
- Nie wiem
- Pani do mnie? - odezwał się Marco
- Jak dobrze, że Pan jest
- Co to za kobieta? - spytał Mario przed progiem domu
- Nie wiem, sama chciałabym wiedzieć - zamknęłam drzwi, a Marco został na dworze
Rozsiedliśmy się na kanapie. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się z żartów, które opowiadał Mitchell. Nagle do domu wleciał Reus.
- Załatwiłem! - krzyknął
- Super! Dajcie nam 20 minut - powiedziała Lena
Razem z dziewczynami poszłyśmy na górę. Usiadłam na łóżku, a one wyciągały z szafy różne sukienki i kazały mi przymierzać. Po kilku przymiarkach ubrana w piękną jasnoniebieską sukienkę zeszłam na dół, gdzie czekał na mnie Marco. Co najlepsze w garniturze. Wsiedliśmy do taksówki i pojechaliśmy na jakąś polane, na której stał helikopter. Weszliśmy do środka. Za sterem siedziała ta kobieta, no spod redakcji. Kiedy wzbiliśmy się w powietrze blondyn z pudełeczka wyciągnął pierścionek.
- Co Ty robisz? - spytałam przerażona
- Nie bój się, to nie są zaręczyny - śmiał się
- A co?
- Prezent ode mnie - powiedział i założył mi pierścionek. Ten pierścionek był wyjątkowy, miał napis I LOVE YOU MARCO  Od razu poleciały mi łzy, które otarł Reus.

- Dziękuję - odparłam, położyłam głowę na Jego ramię. W powietrzu byliśmy jakąś godzinę. Kiedy znaleźliśmy się na ziemi czekała na nas limuzyna, w której byli przyjaciele i siostra.
- Kiedy wy to zaplanowaliście? - spytałam
- Oj, kochana. Ty nas nie znasz - powiedziała Lena
- Właśnie zauważyłam - zaśmiałam się
Po 30 minutach dotarliśmy do klubu, gdzie bawiliśmy się do upadłego. Do domu wróciliśmy nad ranem.

Rano obudził mnie budzik, który zapomniałam wyłączyć. Nagle na swojej szyi poczułam muśnięcie warg, przestraszona otworzyłam oczy i ujrzałam Marco.

SZCZEGÓLNE PODZIĘKOWANIA DLA MOJEJ PRZYJACIÓŁKI !

LEGIA ! < 3

BARDZO DZIĘKUJĘ !

JEDZIEMY NA MECZ BORUSSI, CO NIE ?


 

piątek, 8 listopada 2013

Rozdział XVIII

Dochodziła 14. Wróciłam do domu, zrobiłam sobie coś do jedzenia i usiadłam przed TV. Włączyłam i zaczęłam oglądać niemieckie seriale. Nic ciekawego. W pewnym momencie do domu wszedł Marco.
- Co taka smutna?
- Nikt nie ma dla mnie czasu - odparłam
- Oj kochanie. Zabieram Cię do restauracji na obiad
- Nie musisz się litować
- Skoro nie chcesz - odrzekł i skierował się w stronę drzwi
- Marcoooo - zaczęłam krzyczeć
- No co? Nie chcesz iść
Po chwili chłopak wrócił do mnie, usiadł obok i zaczęliśmy się całować. Resztę dnia spędziłam razem z Marco na oglądaniu filmu. Był już późny wieczór. Zrobiliśmy kolację, po której poszliśmy do sypialni. Z szafy wyciągnęłam nasze wspólne zdjęcia. Postanowiłam zrobić z nich kolaż. Godzinę później zrobiony kolaż powiesiliśmy na ścianie przed łóżkiem. Posprzątaliśmy bałagan jaki zostawiliśmy i poszliśmy spać.

Rano obudził mnie Marco, który oczywiście oberwał z poduszki. Zamknęłam oczy i spałam dalej.
- Wstawaj, no - zabrał mi kołdrę
- Zaraz. Daj pospać
- To zrobimy inaczej
- To zna... - nie dokończyłam, bo Marco wziął mnie na ręce i zaniósł do łazienki - Wypuść mnie - krzyczałam
- Nie wypuszczę Cię
- Chciałabym się ubrać, lecz nie mam w co - śmiałam się
- Osz, cholera - powiedział blondyn, udał się do pokoju po jakieś ubrania, w tym czasie ja wyszłam z łazienki i niespodziewanie skoczyłam na plecy chłopaka
- Ha, mam Cię
- Ciężka jesteś, złaź ze mnie - krzyczał Marco
Zachowywaliśmy się jak dzieci. Rzucaliśmy się poduszkami, ubraniami, a nawet w ruch poszły moje pluszaki, które przywiozłam z Polski. Całą zabawę przerwał nam dzwonek do drzwi. Reus poszedł otworzyć, a ja poszłam się ubrać. Kiedy zeszłam na dół Marco nie było. Zostawił tylko kartkę Wrócę za 30 minut. Wstąpię jeszcze po ciepłe bułki Zrobiłam kawę. Brakowało tylko bułek, które niespodziewanie pojawiły się na stole.
- Jestem - powiedział i pocałował w usta
- Gdzie byłeś? - spytałam
- Musiałem coś załatwić - odpowiedział
- Nie powiesz co?
- Nie powiem
- Czemu?
- Nie gadaj, tylko jedz
Wzięłam bułki i poszłam do pokoju. Włączyłam TV i znowu oglądałam te denne seriale. Dochodziła 10. Marco posprzątał po śniadaniu i poszedł do kumpli, a ja musiałem się zbierać do pracy. Wzięłam torebkę, ubrałam buty i ruszyłam w drogę. Po 40 minutach byłam pod redakcją.

Kilka godzin później

Dzień w pracy dobiegał końca. Miałam już dość. Chciałam tylko się położyć do łóżka. Niestety jak się później okazało to nie będzie możliwe. Wychodząc z redakcji Lena była zadowolona, radosna jak nigdy, nie chciałam pytać dlaczego bo i tak by nie odpowiedziała. Ostatnio Marco i Lena są bardzo rozkojarzeni. Wydaję mi się, że maja jakąś tajemnicę. Coś przede mną ukrywają, tylko co? Przed redakcją czekał na mnie Marco, wsiadłam do samochodu i pojechaliśmy do mojego domu. Marco kazał mi się przebrać, bo chce mnie gdzieś zabrać. No więc szybko przebrałam się, rozpuściłam włosy i umalowałam.
- Pięknie wyglądasz, ale teraz musimy się spieszyć
- Spieszyć? Gdzie znowu? Ja chce odpocząć! - krzyczałam, nie wiedziałam co ten chłopak wymyślił, ale miałam nadzieję, że to restauracja a nie jakieś kino czy coś, ponieważ jestem zmęczona. Nie mam ochoty na imprezy. W samochodzie siedzieliśmy z dobrą godzinę i krążyliśmy po mieście bez celu.
- Marco, gdzie my jedziemy? - spytałam zła
- Cicho, jesteśmy - powiedział i zatrzymał się pod moim domem
- Jesteśmy pod moim domem
Wysiadłam z samochodu i poszłam do domu. Przed drzwiami zatrzymał mnie Marco i związał mi oczy. Gdy przetarłam oczy ujrzałam ciemność, nagle wszystko pojawiło się w kolorach i wszyscy zaczęli krzyczeć NIESPODZIANKA Wszyscy znaczy Lena, Mitchell i Mario 
- Dziękuję Wiedziałam, że coś knujecie - powiedziałam
- Taaa, jasne - odrzekł Marco
- Dawno się nie widziałyśmy - powiedział głos bardzo mi znany, a z kuchni wyszła Marzena - moja siostra
- Marzenaaaaa - przytuliłam jak najmocniej
- Jak ją ściągnęliście, ona nie lubi latać samolotem - śmiałam się
- Jakoś musiała tu dotrzeć - odparła Lena
- Nie było tak źle - dodała siostra
- Dość gadania, zapalny świeczki - powiedział Marco
Po zjedzeniu tortu wzięłam Marzene na rozmowę, poszłyśmy do góry, aby nikt nas nie słyszał.
- Od razu mówię, że to pomysł Leny i Marco
- Nie chodzi o to tylko o mamę
- Nie rozmawiajmy o niej, proszę. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że tu jestem. Nie mogę z nią wytrzymać. Ciągle gdzieś wychodzi i wraca późno w nocy. Od kiedy taty nie ma, ona jest inna, zachowuje się jakby miała 20 lat.
- Przepraszam, że Cię z nią zostawiłam, ale nie wytrzymałam. Mam pomysł... Zaczekaj chwile - uśmiechnęłam się i zeszłam na dół po Lene.

- Mam pomysł, żeby Cię tu sprowadzić - oznajmiłam
- Mnie? - była zaskoczona, ale chyba nie spodobał się Jej ten pomysł - Nie, nie! Ja zostaję w Polsce. Nie chce zostawić mamy samej! - krzyczała Marzena. Do końca Jej nie rozumiałam. Raz chce się uwolnić od mamy, raz chce zostać.
- Przepraszam. Myślałam, że to dobry pomysł
- Nie kłóćcie się. Chodźmy świętować - wtrąciła się przyjaciółka
- Dziękuję za troskę, wiem, że chcesz jak najlepiej, ale nie przyjadę tu i nie zostawię mamy
- Dobrze. Szanuję twoje zdanie. Chodźmy już na dół, chłopaki czekają - powiedziałam i przytuliłam siostrę, aby trochę poprawić Jej humor, który popsułam. Schodząc potknęłam się na pierwszym stopniu i

 BORUSSIA - ARSENAL 0:1 : /

środa, 6 listopada 2013

Rozdział XVII

Obudziłam się rano w świetnym humorze. Podeszłam do szafy i się ubrałam. Zeszłam do kuchni, gdzie czekało na mnie śniadanie i ...
- Heeej - przywitałam się - Myślałam, że pojechałeś do domu
- Zostałem. Spałem na kanapie
- Bardzo dziękuję, że odwiozłeś mnie wczoraj do domu.
- Nie ma sprawy. Pójdę się ogarnąć i uciekam do siebie.
- Może zostaniesz na śniadaniu? - spytałam
- Chętnie
Przy stole siedziałam razem z Mitchellem, który jako jedyny był trzeźwy. Wszyscy świętowali wczorajsze zwycięstwo nad Schalke. Impreza dla mnie skończyła się o północy, a dla nich nie wiem. Mitchell odwiózł mnie do domu, ale widocznie nie pojechał do siebie, tylko został na noc. Po śniadaniu usiadłam przed TV, gdzie niespodziewanie pojawiły się zdjęcia z wczorajszej imprezy. Nagle do domu wparowała Lena. Wzięła mnie za rękę i kazała usiąść do samochodu. Jechałyśmy tak szybko, że bałam się o nas.
- Dojechałyśmy! - krzyknęła
- Gdzie? - spytałam. Lena poszła do kiosku i przyniosła gazetę, na początku nie wiedziałam o co chodzi, później było wszystko jasne.
- Twój wywiad został opublikowany
- Naprawdę?
Zaczęłam skakać ze szczęścia. Nie mogłam w to uwierzyć.
- Musimy to uczcić! - zaproponowałam
- Ale nie dzisiaj
- Dlaczego?
- Mam coś do załatwienia - odparła
- To może Ci pomogę?
- Wsiadajmy do samochodu, odwiozę Cię do domu - próbowała zmienić temat
- Ostatnio nikt nie ma dla mnie czasu. Dobrze, że chociaż wczoraj ktoś o mnie pomyślał
- A kto Cię wczoraj odwiózł do domu? - spytała przyjaciółka
- Mitchell
- Aha - westchnęła, już widziałam, że jest zła. Nie chciałam Jej mówić, że Mitchell był na noc, bo by się źle skończyło
Przez całą drogę Lena nie odzywała się. Wysadziła mnie pod domem.
Zauważyłam otwarte drzwi. Przestraszyłam się, lecz gdy ujrzałam Marco od razu się uspokoiłam.
- Jak ty tu wszedłeś? - spytałam, dobrze wiedziałam, że zapomniałam z tego pośpiechu zamknąć drzwi
- Były otwarte, szukałem Cię. Gdzie byłaś?
- Dzisiaj opublikowali mój wywiad w gazecie - oznajmiłam
- Oooo, bardzo się cieszę. Mam zdolną dziewczynę - powiedział
- Szkoda, że o niej wczoraj zapomniałeś
- Przepraszam, przepraszam. Nie chciałem, aby tak to wyszło.
- Może pójdziemy dzisiaj do kina? - spytałam
- Mam coś do załatwienia - powiedział, pocałował w policzek i wyszedł
Co się dzieje? Lena nie może, Marco też nie. To było podejrzane. Postanowiłam przejść się do centrum handlowego na zakupy, toteż dawno nie byłam. Przebrałam się i zamówiłam taksówkę, która po 20 minutach wysadziła mnie pod centrum. Chodząc po sklepach ujrzałam Inez. Ale nie przejmowałam się tym i poszłam dalej, tym razem do kawiarni na dobre ciasto i kawę.


czwartek, 31 października 2013

Rozdział XVI

Z budynku wyszła Lena
- Nie idziesz do domu? - spytała - Pewnie czekasz aż królewicz przyjedzie - śmiała się
- Nie przyjedzie - powiedziałam ze złością
- Pokłóciliście się?
- Jeszcze nie, ale niech Go dopadnę
- To coś poważnego?
- Chodź. Opowiem Ci po drodze
Lena na każdym razem kiedy wspominałam o kobiecie spod redakcji, śmiała się. Pewnie wie, kto to. Ja wpadam w paranoje, że Marco mnie zdradza. Po prostu nie mam do Niego takiego zaufania jak miałam wcześniej. Przed moim domem zatrzymał się samochód, z którego wysiadła kobieta, ta spod redakcji
- Lena, to ona - powiedziałam i pobiegłam w Jej stronę - Dzień dobry. Co Panią tu sprowadza?
- Ja do Pana Reusa - powiedziała spoglądając na kartkę, gdzie miała zapisany adres, mojego domu.
- Tu nie mieszka. Tu mieszka Jego dziewczyna - podkreśliłam
- A wie Pani gdzie mieszka?
- Nie wiem - odpowiedziałam
- No dobrze. Dziękuję - powiedziała i wsiadła do samochodu. Po chwili odjechała z piskiem opon.
- Co Jej powiedziałaś? - spytała zaniepokojona przyjaciółka
- Ja nic, szuka Marco
- Uff - westchnęła
- Kto to? Przecież wiem, że wiesz
- Ale nie mogę powiedzieć - oznajmiła, pocałowała w policzek i poszła do domu
Ja udałam się do swojego, otworzyłam drzwi i rzuciłam wszystko. Poszłam do góry, aby się przebrać po czym zeszłam na dół do kuchni. Zrobiłam naleśniki.

Następnego dnia

Dzisiaj środa. Wstałam o 7:15. Ubrałam się.Postanowiłam iść do parku pobiegać. W pewnym momencie ktoś ochlapał mnie wodę z kałuży. Oczy zwróciłam ku górze i ujrzałam twarz Martina.
Martin to student dziennikarstwa, na tym samym roku co ja. Jest bardzo miły, zabawny, a i jeszcze przystojny. Niestety nigdy z Nim nie rozmawiałam, jakoś nie było okazji.
- Przepraszam, zamyśliłem się - powiedział i podał mi rękę
- Następnym razem uważaj - odrzekłam, podniosłam się z ziemi i usiadłam na ławce
- Przepraszam. Mogę Ci to jakoś wynagrodzić? - spytał
- Nie potrzebuję twojej pomocy
- Na pewno?
- Na sto procent - odparłam
- Pozwól, że odprowadzę Cię do domu - powiedział naciskając
- No niech Ci będzie
Po 20 minutach doszliśmy do domu. Martin poszedł do siebie, i ja do siebie. Przebrałam się, wypiłam herbatę, spakowałam książki do torby i wyszłam do szkoły. Minęło nie całe 30 minut i byłam pod budynkiem szkoły. Po chwili był już dzwonek.

Kilka godzin później

Siedziałam w domu i zastanawiałam się, czy iść na mecz. Jak nie pójdę to Marco będzie zły. Jeśli pójdę to będę tylko psuć humor osobom w moim towarzystwie. Kiedy tak rozmyślałam zadzwonił dzwonek do drzwi
- Jeszcze nie gotowa? - spytała Lena
- Nie wiem czy idę
- Pewnie, że idziesz. Ubieraj się. Czekam w samochodzie
Szybko się przebrałam i wsiadłam do samochodu. Po godzinie dotarliśmy na stadion. Samochód zostawiłyśmy na parkingu i pomaszerowałyśmy na trybuny. Mecz zaczyna się za 30 minut. Lena poszła do Mitchella, a ja sama jak palec siedziałam wgapiona w murawę. Nagle usłyszałam znajomy głos. To była Ania, żona Roberta.
- Cześć - przywitała się
- O hej. Co tam u Ciebie? - zapytałam
- Dobrze. Sama jesteś?
- Z przyjaciółką, z Leną - odrzekłam
Kiedy tak rozmawiałyśmy przyszła Lena, przywitała się z Anią i usiadła koło nas. Chwile później weszli piłkarze obu drużyn, zaczął się mecz.
 
9 LISTOPADA NA MECZ LECHA

niedziela, 27 października 2013

Rozdział XV

Na lotnisku w Dortmundzie czekała Lena. Po ceremonii uścisków, wsiedliśmy do taksówki i pojechaliśmy do domu. Po 30 minutach byłyśmy na miejscu. Nie było z nami Marco, ponieważ pojechał On na trening. Rozpakowałam się, ugotowałam z Leną obiad, po czym zjadłyśmy, pozmywałyśmy i postanowiłyśmy pójść na Signal Iduna Park. Chłopaki nie spodziewali się nas to też po skończonym treningu uściskali i wycałowali.

Godzinę później

Ledwo weszliśmy do domu rozległ się dzwonek...
- Spodziewasz się kogoś? - zapytał Marco
- Nie
- To do Ciebie
- Kto to? - zapytałam zaniepokojona
- Sama zobacz - powiedział i poszedł na górę zostawiając mnie z ...
- Inez?
- Nie powinnam tu przychodzić, ale muszę Cię przeprosić za tą krzywdę, którą Ci wyrządziłam. Z upływem czasu, doświadczeniami, wrażeniami traktuje to zupełnie inaczej. Nic wtedy mnie nie obchodziło i nie przyszło mi na myśl jak bardzo Ciebie ranię.
- Nie cofniemy czasu, nic nie zmienisz - odparłam
- Wiem - westchnęła - Ale chciałabym żebyś wiedziała, że mam świadomość jak beznadziejnie się wtedy zachowałam. Zniszczyłam wasze szczęście, a sama w zamian nic nie zyskałam.
- Inez...
- Nic nie mów, przepraszam.
Inez wyszła, a ja poszłam na górę. Wzięłam prysznic, spięłam włosy i wyszłam z łazienki. Położyłam się na łóżku i przykryłam się pod samą szyję kocę. Zamknęłam oczy i zasnęłam.

Obudziłam się wcześnie. Zeszłam do kuchni, w której był Reus. Nie patrząc na Niego, wzięłam szklankę i wlałam do niej wodę. Napiłam się i położyłam szklankę na blacie. Odwróciłam się i zauważyłam, że jest cholernie zły. Oczywiście przeze mnie. Poszłam ponownie do góry, wzięłam prysznic i ubrałam się. Kiedy zeszłam na dół, aby zrobić śniadanie nie było blondyna, na stole leżała tylko kartka Przepraszam, za moje zachowanie. Pod kartką są dwa bilety na jutrzejszy mecz. Kocham Cię. Twój Marco

Wybrałam numer Leny i czekałam aż dziewczyna odbierze. Po dwóch sygnałach usłyszałam Jej głos
- Muszę się przyzwyczaić, że wróciłaś. Jak na razie patrzę na telefon z szokiem, że dzwonisz - zachichotała
- Przecież dzwoniłam do Ciebie w Monachium. Ale nie ważne. Dzwonię do Ciebie, aby zaprosić Cię na mecz, bo mam dwa bilety - oznajmiłam
- Pewnie, że pójdę
Rozłączyłam się i położyłam telefon na blacie. Zrobiłam sobie śniadanie. O 10 musiałam być w pracy, więc szybko spakowałam potrzebne rzeczy do torebki i wyszłam.

Kilka godzin później

- Koniec na dziś? - zapytała koleżanka
- Tak, na szczęście - odparłam
- Gratuluję wywiadu, szef jest zadowolony - powiedziała podając rękę
- Ach, dziękuję. Robię to najlepiej jak mogę
Wychodząc z budynku zauważyłam samochód Marco. Chłopaka nie było. Rozglądałam się, ale Go nie widziałam. Chwile później ujrzałam jak rozmawia z jakąś dziewczyną. Reus musiał mnie zauważyć, ponieważ oboje się speszyli. Wsiadł do samochodu i odjechał. Nie wiem co to miało znaczyć, ale nie było to przyjemne


BORUSSIA - ARSENAL 2:1
JEDZIEMY NA MECZ LECHA, YEAH !