niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział XXI

Sześć miesięcy później
 
Wczoraj w nocy dowiedziałam się, że moja mama leży w szpitalu w bardzo ciężkim stanie. Nienawidzę Jej, ale gdzieś czuję, że jeszcze Ją kocham. Zdaniem chłopaka powinnam zostać w Dortmundzie. Twierdzi, że jak tam pojadę to mama zrobi wszystko, żebym została. Jednak ja postanowiłam jechać. Dzisiaj o 12:25 mam samolot.
Otworzyłam oczy i ujrzałam Marco, jak siedzi na czubku łóżka.
- Już nie śpisz? - spytałam
- Nie mogę spać - odparł - Ciągle myślę, czy to dobry pomysł żebyś jechała
- Marcoooo - westchnęłam - Nie myśl o tym. Niedługo wrócę. Nawet nie zauważysz, że mnie nie było.
- Obiecaj mi, że wrócisz jak mama lepiej się poczuje.
- Obiecuję - powiedziałam i pocałowałam
Nasze usta trwały w pocałunku. Miałam w brzuchu motyle, które z każdą chwilą były silniejsze. Powoli zdjęłam koszulkę Marco. Uśmiechnęłam na ten widok i znów pocałowałam blondyna. Nagle zadzwonił mój telefon. Oderwałam się od chłopaka i odebrałam. Była to Marzena i pytała się kiedy przyjadę, chwile z nią porozmawiałam i później wróciłam do chłopaka. Poleżeliśmy na łóżku wtuleni, potem poszłam do łazienki i ubrałam się. Włosy związałam w koka i zrobiłam lekki makijaż. Spakowałam rzeczy do walizki. Nie chce niczego zapomnieć. Teraz sobie uświadomiłam, że Marco może mieć rację. Zjadłam śniadanie. Potem zamówiłam taksówkę i pojechałam razem z Marco na lotnisko.
 - Wracaj jak najszybciej - powiedział i pocałował w czoło 
- Zadzwonię jak będę w Poznaniu - odparłam, wzięłam walizkę i udałam się na odprawę.
Usiadłam w samolocie. Z torebki wyciągnęłam słuchawki i włączyłam ulubioną nutkę. Zatopiona w myślach zasnęłam. Obudziłam się, gdy szturchnął mnie jakiś mężczyzna. Schowałam słuchawki do torebki i pomaszerowałam w stronę wyjścia. Z lotniska udałam się wprost do szpitala. Tam czekała na mnie siostra.
- Jak się czuje? - zapytałam podążając do sali, gdzie leży mama
- Bywało lepiej, stan się pogorszył - powiedziała siostra z łzami, akurat obok nas przechodził lekarz. Zapytałam się jak się czuje mama, a ten wszedł do sali, gdzie leżała i nic nie powiedział. Przez okno sali widziałam jak mama się męczy. Cały dzień spędziłam w szpitalu. Dobiegała 23:30, gdy zauważyłam nieodebrane połączenia od Marco. Miałam do Niego zadzwonić. Szybko wpisałam numer i kliknęłam zieloną słuchawkę. Nagle usłyszałam dźwięk telefonu. Odwróciłam się i zobaczyłam chłopaka. Nie sądziłam, że On mógłby tu przyjechać. Bardzo się ucieszyłam na Jego widok. Siedzieliśmy na krzesłach, gdy z sali wyszedł lekarz. Marzena jako pierwsza podeszła i zapytała się co z mamą. Lekarz po chwili ciszy odpowiedział Wasza mama nie żyje Rozpłakałam się. Z tego wszystkiego zrobiło mi się słabo.
 
Trzy dni później
 
Dzisiaj odbył się Jej pogrzeb. Zjechała się cała rodzina. Przyjechał tata. Razem z Marco postanowiliśmy, że On wróci do Dortmundu, a ja zostanę na jakiś czas w Poznaniu. Przeniosłam się do Marzeny. Do kartonów pokładłyśmy wszystkie rzeczy związane z mamą. Może i nie była Ona dobrą kobietą, matką czy żoną. Ale teraz zrozumiałam, że nawet jeśli ktoś wyrządzi ci straszą krzywdę powinieneś wybaczyć, ponieważ możesz tą osobę stracić na zawsze. Ratuj to, co dla Ciebie najważniejsze, zanim stracisz to na zawsze...
 
POLSKA - SŁOWACJA 0:2


3 komentarze:

  1. smutny rozdział :( czekam na kolejny
    zapraszam http://pomimowszystkokocham.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. oo, szkoda że mama nie żyje, smutno ;(((, a i jeszcze ten rozdział nie jest dołujący!!! , nie moge się doczekać kolejnego!

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział cudny. ;)Czekam na następny. :D
    Myślę,że Tamara wróci do Dortmundu bo tu w końcu jest jej kochany Marco. *.*

    OdpowiedzUsuń